Pojedynek Supermana z Doomsdayem w „Superman & Lois” (Opinia)
Serialowe starcie Supermana z Doomsdayem to jedna z EPICKICH BITEW jakie zrealizowano w kinie superbohaterskim!
W DALSZEJ CZĘŚCI ZNAJDUJĄ SIĘ SPOILERY
Wprowadzenie Doomsdaya do „Superman & Lois” było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewałem się, że twórcy otrzymają możliwość od WB, aby sięgnąć po tę postać, a jego fabularne podłoże było tak dramatyczne i głębokie, że momentami odczuwałem współczucie dla tej morderczej machiny… To sprawiło, że emocje podczas walki były jeszcze intensywniejsze – kibicowałem obu stronom, licząc, że może Superman znajdzie sposób, by pomóc Doomsdayowi zamiast go pokonać.
Pamiętacie klasyczne starcie Supermana z Doomsdayem z lat 90.? Serialowa adaptacja nawiązuje do niego w wielu aspektach. Mamy tu wyrównaną walkę na wyniszczenie, która przynosi ogromne zniszczenia, na szczęście bez udziału osób trzecich – wyłączne skupienie się na obu stronach pozwoliło lepiej oddać dynamikę walki i ukazać bezsilność Supermana. Przeniesienie potyczki w kosmos było kolejnym dobrym ruchem, dającym obu przeciwnikom więcej swobody – od roztrzaskiwania latających skał po pełną moc lasera z oczu Supermana, co podkreśla wagę mocy przeciwnika!
Sposób zakończenie starcia naprawdę mnie zaskoczył (i zmroził!). Spodziewałem się, że twórcy sięgną po motyw śmierci Supermana, ale nie przypuszczałem, że Doomsday pozbawi Kryptończyka serca! Sama myśl o tym wywołuje ciarki. Zabieg dodał mnóstwo dramaturgii do sezonu i sprawił, że dalszy rozwój fabuły stał się zupełnie nieprzewidywalny, zwłaszcza po tym, jak Luthor zniszczył serce Clarka. Teraz chcę po prostu dać się zaskoczyć twórcom i nie próbować przewidywać, co będzie dalej (proszę, BEZ SPOILEROWANIA przyszłych odcinków, bo lecą bany bez ostrzegania – wystarczająco mi zepsuto następny odcinek).
Nie wszystko jednak mi się podobało – szczególnie sposób, w jaki prowadzono walkę w premierowym odcinku finałowego sezonu. W przeciwieństwie do emocjonującego cliffhangera z poprzedniego sezonu, starcie nie miało pełnego czasu ekranowego, a było przerywane wydarzeniami na Ziemi. Ciągłe przeskakiwanie rozpraszało moją uwagę i utrudniało wczucie się w dynamikę starcia. Dodatkowo, trudno było ocenić, ile czasu faktycznie trwała walka, bo równolegle prowadzono wątek ziemski, mający podbudować moment „powrotu wywołującego łzy”. Mam też zastrzeżenia do sceny, w której Lois trzyma na rękach martwego Clarka. Krótka, szybkie tempo, a dodatkowe ujęcia na mieszkańców Smallville odbierają emocjonalny ciężar reakcji Lois. A przecież Bitsie Tulloch doskonale potrafi wzruszyć widza swoją grą aktorską, co udowodniła zarówno w premierowych odcinkach, jak i całym poprzednim sezonie, zwłaszcza w wątku z terapią.”