Venom. Tom 1 (Opinia)
„Venom. Tom 1„? Obiecujący początek wychodzący poza klasyczne przygody antybohaterskie!
Pierwszy tom Venoma to kontynuacja przygód Eddiego i jego syna Dylana, którzy od lat zmagają się z symbiontowymi sprawami. Choć mówimy tu o dalszym ciągu ich losów, to jednocześnie jest to świeży start, przystępny nawet dla nowych czytelników. Sam jestem tego przykładem, bo dotąd znałem ich historię dość ogólnie, a mimo to nie miałem problemu, żeby odnaleźć się w tej opowieści.
Wątek Eddiego wychodzi daleko poza „ludzkie rozumowanie”. Teraz pełni on rolę Króla Symbiontów i przemierza kosmos, pilnując całego roju. Jego podróż prowadzi go do Ogrodu Życia, gdzie spotyka istotę czyhającą na jego miejsce. Już na tym etapie byłem pod wrażeniem wizji Rema V i Ewinga. Obaj podeszli ambitnie do kosmicznego aspektu symbiontów, ukazując ich jako złożoną i zaawansowaną formę życia. Eddie sprawdza się w nowej roli zaskakująco dobrze: musi walczyć nie tylko o dobro roju, ale też podejmować strategiczne decyzje, do których podchodzi z chłodną głową. Najlepiej widać to w momentach, gdy przewiduje ruchy przeciwnika i błyskawicznie dostosowuje swoje działania, co ma szerokie reperkusje.
Jeszcze mocniej przekonał mnie jednak wątek Dylana, który podczas nieobecności ojca współpracuje z Venomem. Chłopak trafia na celownik Fundacji Życia, organizacji dążącej do oczyszczenia planety z symbiontów, a jednocześnie pragnącej wykorzystać je jako broń. Dylan przechodzi w tym tomie imponującą przemianę: dojrzewa, mężnieje, udowadnia, że potrafi działać samodzielnie pod presją i często pokazuje charakter silniejszy niż sam symbiont. Jego relacja z Venomem nie jest łatwa, pełna konfliktów, ale właśnie dzięki temu nabiera autentyczności i buduje napięcie. Kapitalnie prezentują się sceny walki, gdzie Dylan/Venom dostaje własne wyróżniki jak choćby łańcuchy idealnie pasujące do jego ostrego charakteru. Bryan Hitch świetnie wykorzystuje te elementy, bawiąc się dynamiką starć i nadając im atrakcyjny, drapieżny ton, widoczny już na okładce. Dodatkowo wątek Fundacji Życia ma polityczne i medialne podłoże, co nadaje fabule szerszy wymiar i wzbogaca ją o intrygujące niuanse.
W odpowiednim momencie Ewing i Ram V splatają oba wątki, początkowo prowadzone oddzielnie. To strzał w dziesiątkę. Dzięki temu koncept symbiontów zyskuje jeszcze większą głębię, a relacja ojca i syna nabiera dodatkowej warstwy emocjonalnej. Ich uczucie, choć podszyte konfliktem i różnicami, zostaje ukazane w nieoczywisty sposób, który nadaje całości mocniejszego, osobistego tonu.
Pod względem graficznym komiks wypada bardzo dobrze. Hitch dba o szczegóły, zarówno w anatomii postaci, jak i w tle, które jest bogate i pełne detali. Stroje mają realistycznie oddane zagięcia i cieniowanie, a projekty bohaterów oraz symbiontów prezentują się wyjątkowo atrakcyjnie. Całość tworzy spójną, dopracowaną wizję, która świetnie wspiera opowiadaną historię.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.


