Mordobicie – Recenzja

W ostatnim czasie w telewizji pojawia się więcej filmów dokumentalnych poświęconych tematyce komiksu superbohaterskiego. Najlepszym przykładem jest seria Roberta Kirkmana, która w każdym z sześciu odcinków przedstawiała inne zagadnienie czy epizod z historii amerykańskiego komiksu. Jest to podejście nowatorskie, odróżniające godzinne dokumenty omawiające ewolucję branży komiksowej rok po roku. Także książka Reeda Tuckera pt. „Mordobicie. Wojna superbohaterów. Marvel kontra DC” odrzuca taką formułę.

O czym zatem jest „Mordobicie”? Jak wskazuje tytuł jest to opowieść o rywalizacji wydawnictw Marvel i DC, o ich ewolucji na przestrzeni lat i zmianie areny, na której rozgrywa się „walka” tych dwóch gigantów. Według mnie jednak ważniejszy jest ten ukryty, nieoczywisty na pierwszy rzut oka temat, któremu jest poświęcone więcej treści. Są to ludzie, który tworzą komiksy. Paradoksalnie to nie komiksy są tematem tej książki. Oczywiście Tucker wymienia ważne pozycje, ale tak naprawdę wspomina pobieżnie o kamieniach milowych, w zamian obsypując czytelnika anegdotami i ciekawostkami o autorach i okolicznościach powstania takich komiksów jak „Fantastyczna Czwórka”, „Nowi Bogowie” czy „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach”.

Według mnie opisy różnych wydarzeń, wprost od takich gwiazd branży komiksowej jak Neal Adams („Batman”, „Green Lantern/Green Arrow”), czy Chris Claremont („Uncanny X-Men”) są największym plusem książki. Jest to prawdziwa kopalnia różnych historyjek. Autor przytacza relację  z odebrania przez Boba Kane’a tantiem za film „Batman” z 1989 roku. Kane był człowiekiem próżnym i gdy jechał windą w dół z mniej majętnymi artystami DC chwalił się przed nimi czekiem, który przed momentem odebrał. Jeden z twórców przytomnie skomentował „sześciocyfrową” sumę słowami: „A więc stawiasz nam obiad”. Warto wspomnieć także o tym, że swego czasu pracownicy Marvela i DC spotykali się na meczach softballa, które rozgrywali w Central Parku. Mimo utarczek na polu zawodowym autorzy obu „obozów” byli dobrymi kolegami.

Takich opowieści jest w książce naprawdę wiele i są one dobrze wyselekcjonowane. Wiele ważnych, ale powszechnie znanych epizodów jest wspomniane pobieżnie, albo autor je pomija. Książka nie jest wierną kroniką wydarzeń, ale raczej zbiorem akcji i reakcji Marvela i DC przyozdobionym opowiastkami takimi jak te wyżej wspomniane. Pozwala to także czytelnikowi na prześledzenie poszczególnych etapów „mordobicia”. Na początku DC jest wielką skostniałą korporacją, a Marvel małym rodzinnym przedsiębiorstwem. Pod koniec ścierają się ze sobą dwie wielkie firmy mające za plecami potężne marki, jakimi są Warner Bros. i Disney.

Część osób może mieć o taki sposób prezentacji pretensje. DC, na którym skupia się książka w większym stopniu jest tu przedstawione, jako firma próbująca dogonić Marvela i szukająca recepty na odtworzenie jego sukcesu. Jednocześnie wydawnictwo musi odpowiadać przed WB. Z treści wywnioskowałem, że problemem była nie, jakość a renoma „tego drugiego” zespołu, bowiem książka opisuje sukces linii wydawniczej Vertigo czy „Strażników”. Po prostu przedstawienie DC z lat 50. i 60. XX wieku, jako grupy podstarzałych niespełnionych literatów w porównaniu z „fajnym” Stanem, Jackiem i Steve’em nie działa na korzyść DC. Książka w tym momencie może wydać się nieco stronnicza, ale wszystko jest kwestią interpretacji tekstu.

To, co jest ogromną zaletą „Mordobicia” to świetne przedstawienie mechanizmów rządzących branżą komiksową i niejako ukazanie jej „od kuchni”. Jest tu opisany sposób wynagradzania autorów za pracę, dochodzenia praw autorskich, czy dystrybucji komiksów. Poruszony został także bardzo świeży i popularny temat ekranizacji komiksów. Ostatnimi wspomnianymi przez Tuckera filmami są „Liga Sprawiedliwości” i „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów”, co dowodzi świeżości książki.

Jak czyta się „Mordobicie”? Tekst jest bardzo przystępny i lekki mimo wielu nazwisk, dat i informacji w nim zawartych. Widać tu olbrzymią fascynację Reeda Tuckera tematem, dużą wiedzę i fachowo wykonany research. Czyni to z „Mordobicia” doskonałą pozycję nie tylko dla komiksowych znawców, ale i dla osób chcących po prostu poszerzyć swoją wiedzę o twórcach komiksów, oraz o samych wydawnictwach. Może nie ma tu wszystkiego, ale w zamian dostajemy tu niedostępne nigdzie indziej kulisy branży komiksowej i spojrzenie na ludzi, którzy ją tworzyli i tworzą po dziś dzień.