Transmetropolitan tom 5

Z moimi ulubionymi tytułami wiążą się sprzeczne uczucia. Nie mogę doczekać się finału, ale jednocześnie wiem, że gdy już nastąpi koniec, to w duszy pozostanie ziejąca głodem pustka. Której nie wypełni kolejny sztos, a ja wróce do tego tytułu, jak wracam do „Strażników”, „Batmana” Millera czy „Sandmana”. Piąty tom „Transmetropolitan” to finisz oczekiwany tym bardziej że Warren Ellis nie dawał nam jednoznacznej nadziei na jednoznaczny happy end. Pająk Jeruzalem to postać różna od pięknisiów w pelerynach, a jego przygody dedykowane są zdecydowanie dla starszego czytelnika. Nie tylko z powodu pewnej dozy wulgarności, ale głównie przez skomplikowanie pewnych kwestii, nie tak oczywistych, jak się wydaje.

W poprzednim album Pająk Jeruzalem okazał się poważnie chory, a skorumpowany prezydent Callahan wprost przeciwnie – stał się niemal niezatapialny. Na domiar złego zniszczenia wywołane huraganem w Mieście dały mu pretekst do działań, których nie odważyłby się wykonać w trakcie pokoju. Obrywają również media, na które nałożono sprytnie uszytą cenzurę. Przy okazji szeroko zakrojonych działań Callahan wciela w życie osobistą zemstę na niepokornym dziennikarzu. Na jego nieszczęście Pająk Jeruzalem nie jest bezbronnym gryzipiórkiem a bestią zdolną ugryźć w najczulsze miejsce. Bitwa między nimi rozpoczyna się na dobre.

Dawno, dawno temu uważałem, że politycy to mili panowie w garniturach. Może nieco skłonni do kłótni, ale na ogół troszczący się o ludzi i swój kraj. Lata później pojąłem, że mężowie stanu bywają narcystycznymi socjopatami, a lwia część zwyczajnych parlamentarzystów to niekompetentni idioci. I to niezależnie od kraju, opcji politycznej czy epoki. Gary Callahan to modelowy przykład megalomana i człowieka niestabilnego psychicznie. Warren Ellis w jego postaci nie zawarł cech polityka konkretnej opcji, tworząc raczej zupę z podłości i wszelakich plugastw, które są elementem osobowości rządzących. Może mam lekką alergię na rządzących, ale czy obraz prezydenta i jego poprzednika nie jest o wiele bardziej realny niż to, w jaki sposób chcą być postrzegani nasi rządzący?

No i kwestia dwóch dodatkowych zeszytów, zbierających luźne felietony Jeruzalema. Po pierwsze, to czyste gonzo, przyprawione niepoprawnością i nieco ulicznym humorem szczególnym dla „Transmetropolitan”. Po drugie świetnym tekstom towarzyszą równie świetne ilustracje, za które odpowiadają tacy tytani rysunki jak Bill Sienkiewicz czy Glenn Fabry. Felietony protagonisty nadają też drugiego dna całej serii, albowiem odnoszą się do kolejnych wydarzeń cyklu. Wskazane nawet byłoby powrócić do niektórych z nich i zapewniam, że nie zaznacie przy tym znużenia.

To, co cenię w „Transmetropolitan” to umiejętność Ellisa do wyważonego ukazywania głównego bohatera. Tak, zachowuje się on najczęściej kontrowersyjnie, łamiąc wszelkie możliwe tabu. Są jednak chwile, gdy zmienia się w empatycznego gościa, który zdaje sobie sprawę z brudu i zła świata, w którym żyje a co więcej, wie, że sam nie jest idealny. Do tego ten piękny mit dziennikarstwa niezależnego, tak smutnie niemożliwy do zrealizowania w obecnych czasach. Gdzie każdy ponoć broni wolności słowa, demokracji i nie cierpi politycznej poprawności, a w istocie łechta ego swoje i swego środowiska.

Tytuły Vertigo tak, jak innych wydawcnictw, dziele sobie na kategorie. Kategoria trzecia to „Ludzie Północy” i „Amerykański Wampir”. Pozycje szczególne, których wstyd nie znać, będące na poziomie solidnie napisanych komiksów superhero. Kategoria druga to „100 naboi” i „Ex Machina”. Ambitne, nietuzinkowe pozycje, będące prawdziwą sztuką. Kategoria pierwsza to „Sandman”, „Saga o Potworze z Bagien” i właśnie „Transmetropolitan”. Sztosy z najwyższej półki, napisane najczęściej przez legendy świata komiksowego. Takie właśnie jak autor „Trees” czy „Planetary”. Warren Ellis ma na swoim koncie jeszcze kilka innych tytułów, których pojawienie się na rodzimym rynku byłoby czymś wspaniałym. Aczkolwiek to właśnie „Transmetropolitan” jest tym dziełem, z którym będzie kojarzony. Przyszłość Pająka Jeruzalema to nasza przyszłość. Łatwy dostęp do niekoniecznie rzetelnych, za to głośnych i błyszczących informacji, monokultura i coraz bardziej namacalny transhumanizm. Cyberpunk w wydaniu niezwykle bliskim ulicy i tych terytoriów miejskich, które nie występują na pocztówkach. Pokazujący polityków z innej strony niż plakaty i spoty wyborcze. Różnicą jest tylko jeden nieustępliwy i odważny żurnalistą, któremu podobnych próżno szukać zarówno po lewej, jak i prawej stronie.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.