Liga Sprawiedliwości tom 4: Szósty wymiar
Historia tworzona pod wodzą Scotta Snydera rozwija się w najlepsze. Im dalej, tym skala konfliktu rośnie. Wydarzenie zdobywa coraz szersze grono przeciwników. Nie dołączam do nich ponieważ jestem ogromnym fanem twórczości Snydera i kibicuję mu przy konflikcie z Luthorem i Perpetują w tle. Czym tym razem zaskoczył nas scenarzysta? Przekonajmy się!
Członkowi Ligi Sprawiedliwości są głęboko w czarnym dole. Luthor zapędził im w róg bez wyjścia. Koło ratunkowe pojawia się ze strony mieszkańca szóstego wymiaru, bardzo dobrze znanego Supermanowi. Bohaterowie bez większego wyjścia decydują się na krok. Wycieczka do szóstego wymiaru jest stycznością z alternatywną wizją przyszłości, gdzie członkowie JL spotykają swoje odpowiedniki. Rzeczywistość lśni i ma się lepiej niż nigdy. Nawet Gotham, które lśni lepiej niż podłoga, z której można jeść. Oczywiście we wszystkim kryje się haczyk, a jest nim Kowal Światów przedstawiony podczas „Batman: Metal”. Obrońcy ziemi muszą zdecydować się, w którym kierunku pójść i co mogą poświęcić, żeby dokopać Luthorowi w jego łysy czerep.
Historia brzmi banalnie ale nie dajcie się zwieść. Snyder przyzwyczaił nas do zgłębiania tajników Multiwersów oraz poszerzania skali konfliktu. Nie inaczej jest w tym tomie. Scenarzysta ujawnia nowe smaczki z genezy multiwersum, poznajemy bliżej Kowala Światów oraz jego rodzeństwo (konkretniej obydwa Monitory) oraz dowiadujemy się o co chodzi z Perpetują. Do przodu posuwa się wątek Luthora, który przechodzi na zupełnie nowy poziom zagrożenia. Snyder przemyślał sobie wszystko dokładnie i zaprezentował nam bardzo spójną i arcy ważną historię. Skala konfliktu przekracza ludzkie pojęcie i cieszę się, że sprawuje nad tym kontrolę osoba z głową na karku. Momentami jest zbyt chaotycznie ale nie na tyle, żebyśmy mieli się pogubić.
Problematyczne jest ukazania kilku postaci z perspektywy skali konfliktu. Obawiam się, że Snyder zrobił tu kilka wtop. Jedną z nich jest postać Batmana, który w dobie arcy ważnych decyzji, zachowuje się zupełnie inaczej niż zwykle. Moglibyśmy tłumaczyć to sytuacją bez wyjścia ale w dalszym ciągu nie pasuje to do postaci prowadzonej w taki sposób od lat. Niespójnie przedstawia się również Kowal Światów. Momentami można odnieść wrażenie, że prezentuje się on „słabiej” od części członków JL, których powinien rozkładać na łopatki zwykłym pstryknięciem palców. Sytuację ratuje Luthor, którego geniusz jest perfekcyjnie ujęty i wyprzedza swoich wrogów o kilka kroków w przód. Przekonuje mnie każdy ruch Luthora i nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli.
Scenarzyści kolejny raz zaprezentowali czytelnikom historię ogromnego rozmachu. Nie inaczej artyści, którzy wypełnili multiwersową przygodę ekspresyjnymi kadrami wypełnionymi po brzegi zróżnicowaną paletą kolorystyczną. Wszechświat powinien tętnić życiem i można to poczuć sprawdzając rysunki. Wycieczka do 6 wymiaru pięknie wypada od strony wizualnej wraz z koncepcjami bohaterów. Jestem chętny na dłuższą przygodę w tym świecie. Niestety bez szans.
Czwarty tom „Ligi Sprawiedliwości” jest nie tylko ważną częścią w prowadzeniu historii od „Batman: Metal”. Jest to ważny komiks wkładający nowe cegiełki w historię multwiersum DC, z którą zaznajomiony powinien być każdy fan DC. Historia jest napisana z ogromnym rozmachem, podobnie jeśli chodzi o rysunki. Są nieścisłości w zrachowaniach kilku bohaterów ale to nic mając obok zalety z rozmachem przytłaczającym czytelnika. Czy warto? Zdecydowanie. Bez wątpliwości jest to najlepszy z tomów JL, który ukazał się.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.