Batman: Ostatni Rycerz na Ziemi

Scott Snyder i Greg Capullo towarzyszą Nietoperzowi od 2011r. Duet stworzył masę historii z Batmanem, które zapisały się w kanonie tej postaci. Cenię sobie twórczość tych Panów i uważam, że stworzona przez nich seria w ramach New52 była jedną z najlepszych, co na świat przyniosła ta linia. „Ostatni Rycerz na Ziemi” miał być niejako ukoronowaniem wieloletniej współpracy Capullo i Sndyera. Czy projekt był rzeczywiście „ukoronowaniem”?

Przenosimy się do rzeczywistości oddalonej kilkadziesiąt lat (chyba 20, nie pamiętam). Bruce budzi się w Azylu Arkham jako pacjent. Miliarder nie ma zielonego pojęcia jak znalazł się w tym miejscu i dlaczego jego ciało nie nosi śladów wieloletniej walki jako zamaskowany mściciel. Pojawienie się Alfreda niesie jeszcze więcej pytań. Rozwiązanie zagadki otwiera wrota do większego problemu – świat jest zupełnie inny niż zapamiętał Bruce. Postapokaliptyczna rzeczywistość pozbawiona superbohaterów, rządzona przez tajemniczego tyrana o pseudonimie Omega. Brzmi ciekawie? Dla mnie tak! Uwielbiam Postapokaliptyczne klimaty i częściowo nie zawiodłem się na tym tytule. Częściowo.

Scott Snyder stworzył niesamowitą alternatywną rzeczywistość z ogromnym potencjałem. Hektary pustyni, wyniszczone miasta, ukryte aglomeracje, w których żyją zdewastowani bohaterowie. Ci, którzy ocaleli, pozbawieni są jakiejkolwiek nadziei na to, że będzie lepiej. Snyder świetnie zarysował charakter zagubionego Batmana w nowej rzeczywistości. Co prawda komiks jest krótki i dość szybko rozwiązywane są wszelkie zagadki. Nie jest to problematyczne ponieważ tempo akcji jest wyważone i w dość naturalny sposób przechodzimy z jednego rozwiązania do drugiego. Zupełnie zaskakujące są przyczyny obecnego stanu rzeczy. Ciekawie przedstawiona świeża koncepcja. Gorzej w przypadku wspomnianego Omegi, którego tożsamość domyślicie się w połowie komiksu jak nie wcześniej. Starcie z nim nie było ekscytujące, wręcz przewidywalne do bólu kości.

Nie mam zarzutów do stworzonego świata oraz większości wątków fabularnych. Podobnie do umieszonych postaci, które są autentycznie rozbite, zdewastowane, ze świetnymi designami. Skala problemu odbiła się na każdym bohaterze. Nawet Wonder Woman, która latami walczyła o ludzi, niosąc nadzieję, miłość i pokój. Ideały każdego bohatera zostały zakopane pod ziemią i jest to dobrze przedstawione. Ogromne brawa również dla Capullo, którego styl świetnie wpisał się do klimatów opowieści. Rysownik miał ogromne pole do manewru i dobrze je wykorzystał. Niestety historia jest pozbawiona tego czegoś, co na długo zostałoby w mojej głowie lub wywarło opad szczęki, którą zbierałbym dniami i nocami. Historia jest dość krótka jak na świat z takim potencjałem. Nie rozumiem, dlaczego wydawnictwo pozwoliło Snyderowi na tak długi arc zaczęty w Batman: Metal” i ciągnięty przez inne serie aż do kolejnego eventu, a przy „Ostatni Rycerz na Ziemi” ograniczenie całości do kilkunastu części (11 czy 12, wyleciał mi ten szczegół z głowy). Jest to świat z ogromnymi możliwościami proszące się o wykorzystanie. Czuć, że DC nałożyło ograniczenia na duet autorski, co odbiło się negatywnie na potencjale komiksu.

„Ostatni Rycerz na Ziemi” jest dobrym komiksem, który świetnie się czyta i ogląda. Duet odwalił kawał dobrej roboty, choć nie opisałbym komiksu jako ukoronowaniem kilkuletniej współpracy Snydera i Capullo. Do miana takiej pozycji bliżej Trybunałowi Sów. Polecam Ostatniego Rycerza jako dobre czytadło na jesienny wieczór ale przestrzegam, że brakuje „tego czegoś” co uczyni pozycje idealną/niezapomnianą. Mam nadzieję, że w przyszłości wydawnictwo powróci do tego pomysłu i wyeksploruje go na wszelkie możliwe strony.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.