Lewiatan

Bendis na dobre rozgościł się w uniwersum DC. Choć jego serie o przygodach Supermana nie cieszą się dobrą opinią, nie przeszkadza mu to w realizowaniu kolejnych pomysłów. Scenarzysta wprowadził tajną szpiegowską organizację mącącą w życiu ziemian. Czy rozdział z Lewiatanem wyróżnia się na tle poprzednich historii Bendisa?

Wszystko zaczyna się od pojawienia nowej szpiegowskiej organizacji prowadzonej przez tajemniczą postać. Lewiatan uderza w największe organizacje szpiegowskie i rozwala je w drobny mak, przy okazji kradnąc ich technologie. Padają wszystkie stowarzyszenia bez wyjątku. Nawet Argus czy D.E.O. Sytuacja robi się jeszcze bardziej napięta, kiedy Lewiatan obiera za cel Clarka Kenta (Clarka, nie Supermana). Bohaterowie znani ze smykałem detektywistycznych lub reporterskich łączą siły, żeby nie tylko uratować Supermana ale i ujawnić światu tożsamość Lewiatanu i ich zamiary.

Historii bliżej klimatem do dobrego thrillera szpiegowskiego niż typowej łupanki meta ludzi. Brak tu spektakularnych wymiany pięści otoczonych dekonstrukcją licznych budowali czy widowiskowego finałowego pojedynku. Całość postawiona jest na typowo detektywistyczną zagadkę, w której bohaterzy odkrywają nowe elementy układanki aż docierają do sedna sprawy. Bardzo podobał mi się wybór postaci stających do walki z tytułową organizacją, choć część z nich jest zupełnie zbędna jak Green Arrow czy Deathstroke, który nie odgrywają tu żadnej roli. O dziwo to nie Superman jest głównym rozgrywającym, a Lois Lane. Nie jestem jej fanem ale przyznaję, że dobrze obserwowało się Lois w tej roli. Reporterka wykazała się nie tylko dobrym zmysłem dziennikarskim ale przede wszystkim detektywistycznym i strategicznym.

Jestem zaskoczony, że Bendis zdecydował się na tego typu event w świecie Supermana, co bardziej pasowałoby do Batmana. Pomysł jest jak najbardziej dobry i fajnie było oglądać Supermana od ciut innej strony niż typowego siłacza, który rozwiążę wszystko za pomocą rąk. O ile historia jest świetną koncepcją, tak wydaje mi się, że Bendis nie poradził sobie z jej przedstawieniem. Początek jest bardzo dynamiczny, potem nieco akcja zwalnia aby kolejno ujawniać nowe tropy w sprawie. Historia posuwa się do przodu, bohaterowie natrafiają na nowe ślady, a akcja praktycznie stoi w miejscu… Praktycznie do samego końca nie dzieje się nic przełomowego w sprawie aż w pewnym momencie wszystko na raz zostaje wywalone bez większego sensu. Część bohaterów wpada na pewnie wnioski nie mając do tego żadnych podstaw. O ile tożsamość głównego bohatera jest zaskakująca, tak jego motywacje nie są przekonujące, a urok zajebistości kryjący się za Lewiatanem rozpada się wraz z ujawnieniem wszystkiego.

Koncepcja intrygi jest super i miałem dość spore oczekiwania, co do jej przedstawienia. Zwłaszcza, że Bendisa wspierali tak utalentowane nazwiska jak Greg Rucka i Matt Fraction. Nie rozumiem, czemu pomysł nie pyknął tak jak powinien. Problem nie leży tylko w przedstawieniu konfliktu ale i poruszaniu wielu dodatkowych wątków, które dosłownie kończyły się szybciej niż były wprowadzane (np. wątek Red Hooda), część z nich zupełnie nie została opowiedziana tylko mamy początek i koniec (np. wątek Batgirl), a pozostała część zupełnie nie została jakkolwiek przedstawiona (np. wątek pojawienia się Deathstroke’a).

Mam bardzo mieszane uczucia wobec „Lewiatanu”. Bardzo podobała mi się intryga ale Bendis zupełnie nie poradził sobie z jej przedstawieniem. Nie przypominam sobie, żebym czytał komiksowy event, który byłby aż tak źle przedstawiony wraz z olaniem tylu poruszonych wątków (zapomnijcie, że są tie-iny, które by to naprawiły). Komiks broni się od strony graficznej ale to za mało, żeby pozytywnie ocenić całość. Lepiej dorwijcie w sieci streszczenie całości, a pieniądze przeznaczcie na inny pewniejszy komiks

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.