Łasuch. Powrót

Łasuch powraca! Serio, serio. Zamknięta historia Lemire doczekała się kontynuacji. Czy była ona potrzebna? Niekoniecznie, bowiem korzenna historia jest kompletna. Ale jak to bywa… popularność seriali potrafi wymusić na scenarzystach i wydawnictwa różne decyzja. Nie zawsze potrzebne jak w tym przypadku.

Minęło 300 lat od głównych wydarzeń. Świat stoczył się przez ten czas. Podobno zaraza zdominowała powierzchnię, a hybrydy borykają sobie niczym królowie świata. Szczątki ludzkości schowali się w podziemiach, unikając jakiegokolwiek kontaktu ze światem zewnętrznym. Scenariusz iście Falloutowy, co nie? Nie do końca sielankowe życie kończy się, kiedy główny bohater zaczyna przypominać sobie rzeczy z przeszłości, próbując czmychnąć z oazy i dowiedzieć się jak wygląda życie poza granicami. Tylko… jak Gus może tu żyć znając wydarzenia z finału pierwotnej serii? Ano właśnie…

Historia Lemire bazuje na tajemniczości i niedopowiedzeniach. Od czas początku jesteśmy narastającą ilością pytań, na które dosyć późno dostajemy odpowiedzi. Tempo ujawniania faktów przeszkadzała mi, ponieważ z tyłu głowy miałem „hola, hola, ale jak to jest możliwe? co on tutaj robi? przecież to kupy się nie trzyma”. Historia długa nie jest, raptem 150 stron za 7 dyszek (5 dyszek kupując w internetowym sklepie Egmonta). Ujawniane fakty mają sens, trzymają się kupy, finalnie wszystko zostaje wyjaśnione zostawiając otwarte zakończenie pod ewentualną kontynuację. Tylko…

…komiks jest zbyt krótki, aby wczuć się w wir nieustającej akcji. Zabrakło miejsca na bliższe poznanie bohaterów, utożsamienia się z nimi. Przedstawienia są w formie szczątkowej. Cierpią na tym dramaturgiczne wątki, których nie mało. Pokręciłbym nosem na na inspirację religijnymi klimatami, które są tu lekko na siłę. Retrospekcje z przeszłości Ojca ukazały nam go w pewnym świetlne, przeciwstawnym do obrazu aktualnego. Temat sekty pasuje do tonu apokaliptycznego świata, ale fabularnie nie ma on uzasadnienia.

Lemire odzwierciedlił rysunkowy styl z głównej serii. Unikalny kreskówkowy styl bazujący na szarej stylistyce. Styl jak znalazł pod klimaty postapokaliptyczne, nie próżnujący od brutalności – nadal są urywane kończyny, miażdżone głowy, krew zdobi granice kadrów. Mniam.

Powrót do Łasucha nie był koniecznie udany. Historia jako historia jest ciekawa, prowadząca do pewnego punktu. Ale nie będę naciągał, że emocje były jak przy zbieraniu truskawek odczuwając, że historia była nieco na siłę pisana. „Powrót” nie ma podjazdu do oryginalnej historii.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.