Grób Batmana
Odczuwacie przesyt Batmanem jak ja? Proponuję następujący lek – „Grób Batmana”. Warrenowi Ellisowi udało się wycisnąć esencję postaci, która wyleczyła czasowo moje dość na Nietoperza. Dlaczego?
„Grób Batmana” jest 12-częściową historią od duetu Warrena Ellisa i Bryana Hitcha, która została wydana w ramach DC Black Label. Co to oznacza dla nas? Elseworld stroniący od kontinuum Batmana, gdzie każdy chwyt jest dozwolony. Tyle mi wystarczyło, aby zainteresować się projektem. I miło zaskoczyłem się, że moje pozytywne wrażenia spotkało się z podobnym wydźwiękiem.
Fabuła jest prosta, bazująca na schemacie. Całość zaczyna się od morderstwa w Gotham, na które przypadkowo trafia Batmana. W normalnych warunkach pojawiłby się później na miejscu zbrodni, ale opieszałość GCPD w odbieraniu telefonów zrobiła swoje. Na miejscu Batman spotyka „idealne morderstwo” – zero śladów zbrodni, trup ułożony idealnie. Zagadkowa sprawa otwiera ciąg kolejnych morderstw, do którego Nietoperz każdorazowo musi przeprowadzić małe dochodzenia sfinalizowane efekciarską walką. Kilka takich etapów aż ujawniony został główny oprawca powiązany z gankiem widocznym na pierwszych stronach. A właśnie, skoro o pierwszych stronach mowa… komiks otwiera tytułowy motyw, do którego powinniśmy dojść historią.
Schemat nie wpływa negatywnie na historię. Wręcz pomógł Ellisowi połączyć dwie charakterystyczne cechy Nietoperza: śledztwo i akcję. Nie byle jakie śledztwo. Nietoperz łączy fakty i skąpą ilość dowodów, aby wyjątkowo wczuć się w ofiarę i przeżywać to co ona w momencie morderstwa. Wyjątkowo doświadczenie, z którym spotkałem się po raz pierwszy u Batka. Psychologiczne ujęcie tematu pasujące do zawodu detektywa Gotham, niesamowite doświadczenie.
W komiksie jest dużo akcji, która została wyważona dzięki elementom śledztwa. Efekciarskiej akcji, której podobieństwo możemy szukać wśród serii gier „Arkham” czy filmowej trylogii Nolana, a nawet Batafflecka. Bardzo brutalne i długie sekwencje walki nie przerywane dialogami. Brutalność nie ograniczająca się w łamaniu części ciała, przebijania batrangiem tego i owego na wylot czy zalania nas drobinkami krwi. Ostry jak na Nietoperza wizerunek, z którym Warren przeszalał w pewnym momencie – kiedy Nietoperz próbował wyciągnąć od kogoś informacje, więcej Wam nie zdradzam.
Świetnie została poprowadzona relacja Batmana z Alfredem i Gordonem. Obydwaj Panowie lubili sarkastycznie żartować z Nietoperza czy podważać jego podejścia do pełnionego obowiązku. Kilka humorystycznych sytuacji, opierających się na sytuacji, zapadło mi w głowę, ale i tak doceniam merytoryczne rozmowy Batmana z Alfredem, gdzie konfrontowała się metodyka postępowania Nietoperza z odmiennym punktem patrzenia Alfreda na sytuację przez pryzmat doświadczenia wojskowego. Poproszę więcej takiego Alfreda!
Komiks cierpi na przedstawienie przeciwników. Zaletą jest postawienie na wrogów typowo fizycznych, nie posiadających supermocy lub fantastycznych elementów. Dzięki takiemu rozwiązaniu dostaliśmy bardzo przyziemną historię. Niestety główny przeciwnik tonie w galerii łotrów. O ile podobała mi się jego motywacja łudząco upodobniona do Batmana, którą możemy potraktować na zasadzie „co by było gdyby?”, to niestety wizualnie i charakterem nie wyróżnia się od jego sojuszników w tym komiksie (nawet powiem, że „pierwszy” z nich był bardziej charakterystyczny).
Czy jest to idealny komiks o Batmanie? Zdecydowanie nie. Czy dobry? Na tyle, że świetnie się przy nim bawiłem odczuwając ogólnie przesyt Batmanem, mogąc go zakwalifikować do jednych z moich ulubionych o tym typku. Polecam, serio.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu. Wydawnictwo nie miało wpływu na materiał


