Miły dom nad jeziorem
Nie jest mi po drodze z komiksowymi horrorami. Moje oczekiwania rozmijają się z tym gatunkiem, pozycje z Hill House nie wzbudziły we mnie choć małego przerażenia. Na rynku ukazała się kolejna pozycja z gatunku, która zainteresowała mnie. Nie tematyką, a scenarzystą, którego Batmany spodobały mi się.
„Miły dom nad jeziorem” zaczyna się nietypowo. Autor rzuca nas w środek sytuacji. Grupka 12 znajomych zbiera się w tytułowej lokalizacji. Każdy z nich zaproszony jest przez Waltera, gospodarza. Błogie chwile lenistwa przemieniają się w przerażenie, kiedy okazuje się, że świat poza granicami domku został zniszczony. Sytuacja pogarsza się wraz z ujawnieniem oblicza gospodarza. O co tu chodzi?
Pytanie z poprzedniego akapitu było często używanym zwrotem. Bardzo podobało mi się zbudowanie specyficznej atmosfery przez Jamesa Tyniona IV. Od początku rośnie ilość pytań dotycząca dziwnych sytuacji, na które nie poznajemy odpowiedzi. Z jednej strony posuwa pytaniami historię do przodu, z drugiej stoimy w miejscu drapią się po głowie i zastanawiając nad odpowiedziami. Brak odpowiedzi nie wpłynął na historię negatywnie. Zabieg trzymał mnie w nieustannym napięciu, skłaniając do samodzielnego poszukiwania wskazówek. Skala niebezpieczeństwa jest tajemnicza i ciężko na ten moment wyciągnąć konkretne wnioski. Drugi tom będzie istotnym dopełnieniem historii.
Podobały mi się rysunki. Klimat grozy niesamowicie udało się wyciągnąć niepokojącymi pracami Alvaro Martineza Bueno. Prace artysty aspirują do realizmu zakłócanego nietypowymi kadrami czy nienaturalnymi proporcjami mieszanymi z mroczną paletą kolorów. Celowo stosowane zabiegi w odpowiednich momentach podkreślały specyfikę sytuacji, zagrożenia.
Nie podobał mi się zbyt mały nacisk na emocje bohaterów, brak ukazania kłopotliwego odnalezienia się w sytuacji. Większość bohaterów swobodnie radzi sobie w sytuacji bez wyjścia. Tylko kilkoro z nich przeżywało tragedię. Nie jest to dla mnie autentyczny obraz sytuacji patrząc jak różne są to osoby pod względem charakteru. Osobną kwestią jest przedstawienie postaci. Występuje ich dużo, historia cały czas nabiera tempa, ale gdzieś umyka opowiedzenie więcej o samych postaciach, żebym mógł się z nimi identyfikować i co najważniejsze zapamiętać.
Bardzo dobrze czytało mi się „Miły dom nad jeziorem„. Komiks wywołał u mnie poczucie niepewności, lekkiej grozy. James Tynion IV wywołał we mnie oczekiwane emocje, których nie miałem przy innych komiksowych horrorach. Nie mogę doczekać się kontynuacji, która za granicą już wyszła, ale cierpliwie poczekam na polską wersję.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na recenzję