Liga Sprawiedliwości. Tom 3. Liga Chaosu
Bendis wprowadził do DC kilka interesujących koncepcji, ale (prawie) każda z nich nie została odpowiednio rozpisana. Najlepszym przykładem zmarnowanego potencjału jest finałowy tom „Liga Sprawiedliwości”.
„Liga Sprawiedliwości. Liga chaosu” stanowi punkt kulminacyjny przygód dwóch zespołów: Ligi Sprawiedliwości i Mrocznej Ligi Sprawiedliwości (ich losy śledziliśmy w dodatkowych historiach dołączonych do oryginalnej serii – pominiętych w polskim wydaniu, szkoda). W tej części powraca jeden z legendarnych Władców Chaosu z niedoprecyzowanym planem. W celu wypełnienia swoich celów przejmuje kontrolę nad Black Adamem, co skłania obie drużyny do połączenia sił w celu sprostania magicznemu wyzwaniu.
Koncepcja tej historii była całkiem interesująca. Poziom zagrożenia przedstawiono przekonująco (bezpośrednie konfrontacje z wybranymi superbohaterami), dodatkowo wzbogacając go o klimatyczne i ciekawe retrospekcje z przeszłości Władców Chaosu (przedstawiały wroga i tłumaczyły jego powiązania z magicznym światem DC). Autor poświęcił nieco uwagi obu drużynom, kreując między nimi drobne więzi, interakcje i podbudowując kilka emocjonujących momentów pod walkę (np. obrady drużyn przed podjęciem walki). Ale coś tu nie wyszło.
Niestety widać skrótowe podejście do historii, co przekłada się na sztampowość (błyskawiczna, mało ambitna walka z umykającą przyczyną). Całość trwa zaledwie trzy zeszyty, brak tu odpowiedniego przedstawienia skali wydarzeń (rozdmuchana akcja przyjmuje lokalny charakter), głębszego rozwinięcia motywów antagonisty i bohaterów (brak jasno określonego celu przeciwnika) czy kreatywnych rozwiązań w walkach (cios za cios, strzelanie czarami z każdej strony na zasadzie „kto więcej”). Zamiast tego, akcja sprowadza się do efektownych, lecz chaotycznych wymian czarów bez konieczności angażowania aż tylu bohaterów ( część postaci bez wyraźnego udziału w akcji). Nietypowy zwrot akcji na zakończenie pojawia się nagle i brakuje mu sensownego przygotowania. Po zakończeniu walki, cała sytuacja szybko się rozprasza i nie czuć, by miało miejsce coś naprawdę epickiego i znaczącego w kontinuum (happy end bez następstw).
Pod względem graficznym, komiks stoi na przyzwoitym poziomie. Retrospekcje robią duże wrażenie za sprawą umiejętnego wykorzystania światła i dominacji ciemnych tonów oddające mroczny nastrój. Z kolei sceny z teraźniejszości charakteryzują się prostą, tradycyjną kreską i żywą paletą barw, co dodaje wyrazistości scenom akcji i lekkości.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu recenzenckiego. Wydawnictwo nie miało wpływu na moją opinię i tekst.