Drugi sezon „Invincible”
W niedzielnym offtopie skupię się wyłącznie na drugim sezonie „Invincible”. Sezonie, który mimo ograniczonego marketingu, jakościowo bardziej podobał mi się od poprzedniego. W kontynuacji brakuje szokujących zwrotów akcji charakterystycznych dla pierwszego sezonu, lecz „wygrywa” dzięki spokojniejszemu, głębszemu rozbudowaniu relacji i historii np. większa uwaga na życiu prywatnym Marca, co pozwala lepiej zrozumieć jego konflikty wewnętrzne i motywacje.
Szczególnie podoba mi się wierność serialu względem komiksu, przy jednoczesnym wprowadzaniu drobnych, ale znaczących zmian, jak chociażby bardziej emocjonalna i profesjonalna współpraca między Cecilem a Marciem. Takie podejście podkreśla doświadczenie Cecila i pasuje do jego charakteru. W komiksie ta relacja nie była tak silnie akcentowana. Kierunek wydaje się sensowniejszy w ramach historii.
Często pojawiają się zarzuty do taniości animacji. Choć jest coś na rzeczy, to podoba mi się, że unikalny charakter wpływający na klimat i nawiązanie do stylu komiksowego, który pokochałem od pierwszych rozdziałów. Jest to proste, ale zarazem dokładne, nieprzekombinowane, czytelne i dojrzałe (i brutalne!).
Znajomość komiksu nie umniejsza przyjemności z oglądania serialu. Wręcz przeciwnie! Cieszę się z możliwości ponownego przeżywania niektórych scen, jak chociażby imponująca walka w multiwersum, która w serialu zyskała na intensywności dzięki lepszemu wykorzystaniu potencjału przeciwnika, oraz muzyce i głosom dodających dramaturgii.
No i nawiązania popkulturowe… Nie zdajecie sobie sprawy, jak podjarałem się krótkim nawiązaniem do „Spider-Mana” i „Batmana”. Choć trzeba przytoczyć rozczarowującą wypowiedź Kirkmana, że nie było to cameo Batmana czy Gotham..