Green Lantern #23 (Opis, opinia)
Oj dzieje się w „Green Lantern”! Zresztą… okładka mówi sama za siebie!
Opis komiksu
Najnowszy, #23 zeszyt serii to intensywna podróż do piekła, z której Hal Jordan i jego ekipa próbują wynieść kluczowy naszyjnik. Jak można się było spodziewać, nie jest to spokojny spacer. Już od pierwszych stron akcja przyspiesza, a demony rzucają się na Zauriela i resztę drużyny z pełną furią. Największym zagrożeniem okazuje się jednak nie kto inny, jak Spectre – z którym Hal staje do pojedynku twarzą w twarz!
Opinia komiksu
Cała sekwencja w piekle jest niezła! Zwięzła, klimatycznie osadzona: mroczna, posępnie, ciarki się jeżą na widok demonów. Xermanico w swoich rysunkach przywołuje atmosferę niczym z kultowego „Diablo” – od demonicznego niepokoju po ognistą atmosferę. Walka ze Spectre ma swoją siłę, ale… brak w niej kreatywności, całość poszło w widowiskowość. To klasyczne starcie tytanów, które mimo krótkiej formy dostarcza odpowiednią dawkę satysfakcji i poczucia, że stawka rzeczywiście jest wysoka. Nawet pojawia się kultowa zbroja Zielonej Latarni (łatwo wyłapać nawiązanie świeżo po przeczytaniu „Powrót Supermana”).
Dla równowagi twórcy przerzucają nas na drugą linię fabularną – misję drużyny Kyle’a. W tej części zeszytu klimat zmienia się diametralnie. Lekka, niemal kosmiczno-przygodowa sekwencja przypomina najlepsze momenty z „Gwiezdnych Wojen”, zwłaszcza te z Hanem Solo. Mały stateczek, ucieczka przed wrogiem i konieczność przebicia się przez gigantycznego potwora – wszystko to zrealizowane z humorem i lekkością. Szczególnie ciekawy był moment, gdy Kyle musiał wykorzystać zieloną energię pierścienia, by stworzyć efekt prędkości nadświetlnej. Pomysł prosty, ale efektowny i zrealizowany z wyczuciem.
Choć segment Kyle’a nie popycha głównej historii znacząco do przodu, daje chwilę oddechu i buduje kontrast względem piekielnej wyprawy Hala. Ten balans między mrokiem a lekką akcją wypada naturalnie i pozwala lepiej odczuć różnorodność świata przedstawionego.