Śmierć z „Sandman” (Opinia)

Nie spodziewałem się przed oglądaniem „Sandman”, że moimi ulubionymi odcinkami będą… poświęcone Śmierci.

Śmierć doczekała się dwóch solowych odcinków adaptujących jej komiksowe historie: 6 odcinek 1 sezonu oraz 12 (bonusowy) odcinek 2 sezonu. Oba z nich są oderwane od „głównej fabuły”, pokazując na pozór proste, codzienne życie zwykłych ludzi oraz podstawowe obowiązki Śmierci – zabranie duszy zmarłego „dalej”. Pierwszy odcinek to emocjonalna bomba, która wybucha kilkukrotnie przez co uroniłem nie jedną łzę widząc to naturalne zderzenie. Śmierć przychodziła po każdego, w najmniej oczekiwanym momencie, i mimo tragizmu sceny było w nich coś… ciepłego? Przekaz był na tyle chwytający za serce, że przemknęło mi przez głowę „cholera, oby tak było w rzeczywistości!”

Bonusowy odcinek drugiego sezonu został zrealizowany w innej koncepcji. Pokazywał jeden dzień na sto lat, podczas którego Śmierć wiedzie „normalne”, ludzkie życie. Odcinek porywał, choć nie był tak przeładowany emocjami. Dlaczego? Nadal próbuję odpowiedzieć sobie na to pytanie. Może chemia między głównymi postaciami? Dobrze uchwycona specyfika Nieskończonego w prostym, przyziemnym życiu, z którego czerpała garściami i ekscytowała drobnymi rzeczami, obok których często przechodzimy obojętnie? Na pewno nie element zagrożenia, które było zbędne

Kirby Howell-Baptiste jest niesamowita w tej roli. Castingowy strzał w dziesiątkę. Nic dodać, nic ująć, fenomenalnie to zagrała!