Peacemaker – 4 odcinek 2 sezon (Opinia bezspoilerowa)
Dosłownie „cisza przed burzą”. Spokojny odcinek, niewielka ilość akcji, minimalnie wydarzenia ruszyły do przodu. Odcinek nie wywołuje takich emocji jak poprzednie, ale dobrze buduje napięcie przed kolizją w następnym oraz uzupełnia fabułę o wartościowe smaczki m.in. geneza drzwi multiwersowych (nie potrzebowałem tego, ale ciekawostka dość sporo mówi o DCU)
Takie odcinki są potrzebne, aby budować nastrojowość, uzupełniać fabułę, a przede wszystkim dając chwilę oddechu od ciągłej akcji (nie można tylko nią żyć, sorry) – zarówno widzowi, dzięki czemu można poczuć wagę sytuacji z położeniem bohatera, jak i postaciom na ekranie aby mieli moment na przemyślenia, rozmowy (za to uwielbiam seriale, w filmach nie ma aż tyle miejsca na to). Potwierdzenie tych słów znajdziemy w rozmowie Peacemakera z Adebayo, podczas której każda ze stron daje rozsądne przemyślenia o alternatywnych światach, co stwarza grunt pod decyzję jaką ma podjąć John (wierzę, że będzie ona istotna dla pierwszego rozdziału DCU).
Podejrzewam, że piąty odcinek będzie w bardzo podobnym tonie, choć dostarczy ciut więcej emocji i akcji. W końcu dostaniemy kolizję Argus z Peacemakerem (z wyczekiwaną konfrontacją Ricka Flag Sr), główny bohater określi swoje położenie w multiwersum, a Czerwony Dzik odprawi taką szamankę na Orła Alfa, że nam skarpetki wskoczą na uszy. Prawdopodobnie odcinek zakończy się w dość ważnym dla fabuły momencie i od szóstego zacznie się konkretna jazda – nie bez powodu recenzenci mieli dostęp wyłącznie do 5 odcinków (Gunn nie chciał, żeby spoilery latały po sieci, więc coś musi być narzeczy np. od kilku cameo po coś nakierowującego na „Man of Tomorrow”).
P.S. Scena lotu Czerwonego Dzika… no boska


