Swamp Thing (1982) – Recenzja

Swamp Thing jest ekranizacją słynnej serii komiksowej od DC Comics. Film nie tylko reprezentuje popularny gatunek filmowy „Monster Movie”, ale jest też jedną z pierwszych prób przeniesienia komiksu na ekrany filmowe. Czy film budzi grozę? A co najważniejsze, czy film jest świetną adaptacją?

Akcja filmu zaczyna się od przybycia agentki rządowej, Alice Cable, do ośrodka badawczego położonego na bagnach. W ośrodku prowadzone są badania nad połączeniem DNA roślinnego ze zwierzęcym. Eksperymenty prowadzi Alec Holland. Pewnego dnia osiąga swój cel. Niestety, nie mogą długo nacieszyć się radością. Do placówki wpada banda najemników i robią z bohaterami porządek. Alice zostaje uprowadzona, a Alec ucieka z ośrodka. Oblany substancją i cały w płomieniach, wpada do bagna. Pod chwilą nieuwagi strażników, Alice uciek. Najemnicy wyruszają w ślad za kobietą, a Alec powraca jako zielony yeti, który jest pełny żądzy zemsty.

O produkcji nie było głośno, lecz jest godnym reprezentantem „Monster Movie”. Stojący w oddali Potwór z Bagien budzi lęk i niepokój. Urok nieco słabnie, kiedy kamera przybliża wizerunek potwora. Obecnym widzom może wydawać się to śmieszne, lecz strój budził grozę w latach 80-siątych. Ekipa wykonała kawał dobrej roboty przy stworzeniu kostiumu. Charakteryzacja stoi na wysokim poziomie. Niekiedy można zauważyć suwaczek lub gumowa odgięcia, ale niech Was to nie zrazi. Jest to typowe dla pierwszych produkcji z tego gatunku. Strój Swamp Thinga wypada najlepiej ze wszystkich. Nie porwały mnie kreacje pozostałych stworów, które mamy okazję zobaczyć w późniejszych scenach.

Pozytywnie zaskoczyła mnie fabuła. Zainteresował mnie wątek przeprowadzanych badań na bagnach. Lekką monotonię zacząłem odczuwać dopiero w momencie pościgu. Celem najemników była Alice, a celem Swamp Thinga byli najemnicy. Zabawny trójkącik nie owocował w sceny, po których widz nie zmruży oka przez tydzień, lecz nie był taki zły. Czy polowania kiedykolwiek bywały nudne?

„Swamp Thing” nie jest idealną ekranizacją komiksu. Producenci wykorzystali komiks jako ogólny zarys fabularny dla filmu. Nie stronili od wprowadzenia wielu wątków niezgodnych z komiksem. Mimo drobnych zmian, warto obejrzeć film, aby poznać przybliżoną genezę jednego z ważniejszych bohaterów od DC Comics.

Spotkałem się z różnymi opiniami jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękowa, za którą odpowiada Harry Manfredini. Kompozytor znany jest z przygotowania licznych soundtracków do filmów grozy np. Piątek 13. Nie jestem obeznany z klasyczną wersją wspomnianego horroru, ale słyszałem o wykorzystaniu tej samej ścieżki dźwiękowej w „Swamp Thingu”. Nie wiem ile kryje się w tym prawdy, ale zupełnie mi to nie przeszkadza, ponieważ muzyka idealnie pasuje do klimatu filmu.

Film nie zrobił na mnie efektu „wow”, ale myślę, że jest warty uwagi. Jest to produkcja daleko stojąca od ideału, lecz z mnóstwem zalet. Co roku raczeni jesteśmy kolejnymi ekranizacjami komiksów, zapominając zupełnie o tych, które ukazały się ponad 20 lat temu. Warto wypełnić sobie nimi czas. Jest to najlepsza okazja na poznanie genezy znanych bohaterów i kina, od którego wszystko się narodziło.