Y – Ostatni z mężczyzn tom 3

Brian K. Vaughan to współczesny scenarzysta komiksowy, który stworzył już teraz swoją legendę, a grono jego fanów powiększa się z każdym dziełem. Do tak dużego sukcesu cegiełkę dołożyła nagrodzona Eisnerami seria „Y – Ostatni z mężczyzn”. Opowieść postapokaliptyczna, lecz będąca dość oryginalnym odgałęzieniem gatunku, zwanym gendercide. Jak najprościej wyjaśnić i to bez wiadomych skojarzeń polityczno – społecznych ? Gdy kino polskie prezentowało godny poziom, powstał film noszący tytuł „Seksmisja”. Bohaterowie zamrożeni na kilka dziesięcioleci obudzili się w świecie, w którym rodzaj męski wymarł. A świat pełen pozornie delikatnych i kruchych pań wcale nie prezentował się pokojowo. Wprost przeciwnie- okazało się, że matriarchat niewiele różni się od patriarchatu. Podobnie jest i tu. Podobnie, lecz znacznie gorzej i już nie tak zabawnie.

Główny bohater, Yorrick Brown to stanowczo nie samiec alfa. Nie ma on mięśni Arnolda, intelektu Alberta, ani talentu Fryderyka. Jest nieco niedojrzałym młodym mężczyzna, zafascynowanym sztuką iluzji. Na początek krótkie streszczenie dwóch poprzednich tomów: zagłada wybija wszystkich prócz właśnie Yorricka i jego małpki kapucynki Ampersanda. Od tej pory są oni jedynymi istotami z chromosomem Y na planecie. Poza nimi giną wszyscy faceci wszelakich gatunków, co staje się nie tylko zagładą społeczną, ale i ekologiczną. Zrządzeniem losu matka Yorricka jest obecnie jedną z najważniejszych dam na terenach zwanych niegdyś USA. Ale Vaughan nie pozwala sobie na banały. Synalek nie daje się ugłaskać mamusi i wyrusza na wyprawę, w której początkowo pragnie udać się do Australii, ku swej lubej. Życie jednak weryfikuje romantyczne plany i daje mu solidnie w kość. Rękami Amazonek, jego rodzonej siostry i kilku innych czynników, które udowadniają, że bycie ostatnim samcem człowieka nie jest tak fajne, jak mogłoby się wydawać.

Towarzyszkami jego podróży są agentka Culper Ringu o pseudonimie/ numerze 355 i doktor Mann, mogąca z jego pomocą znaleźć przyczynę zagłady, a być może i sposób jak wszystko naprawić. I choć braku tu stad wygłodniałych zombie, radiacji, kosmitów i wszelkiej maści mutantów rzeczywistość jawi się dość ponuro. Vaughan, twórca legendarnej „Sagi” i producent „Zagubionych”, wie jak napisać dzieło nie napawające optymizmem, ale mające w sobie wiele cech czyniącym je wybitnym. Wszystko jest tu podszyte płciowymi gierkami, które co wrażliwszego męskiego członka komiksowej braci mogą przyprawić o palpitacje serca, o podłożu feministycznym, Szybko bowiem okazuje się, że ostatni mężczyzna to bardziej ofiara,  niż obiekt pożądania. Wspomniane Amazonki są tego najlepszym przykładem.

Czas więc przejść, w końcu, do trzeciego tomu. Moim zdaniem najlepszego. Jest to historia wyjaśniająca wiele kwestii i naprawdę ciężko tu nie rzucać spoilerami. Powiem tylko tyle, że ci którzy wydawali się wrogami, nieoczekiwanie staja po stronie Yorricka, uczucia biorą górę, a Ampersand to kluczowe ogniwo. Mimo całej swej małpiej złośliwości.

W trzecim tomie następuje też, moim subiektywnym i zapewne niedowidzącym okiem, zmiana na lepsze. Okres wydawania „Y: The last man” przypadają na początek pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. Na samym początku nie było więc kolorowo. I to dosłownie- barwy szwankowały okropnie. I jeśli miałbym wybierać między kolorami komiksów z lat 80 , a tuż po roku 2000 wybrałbym miniony wiek.  W „Y- greku” nigdy nie było tragicznie jak niekiedy wielkich seriach Marvela, lecz nieco zbyt surowo. Pia Guerra, będąca naczelną ilustratorką serii, znakomicie jednak oddała mimikę i fizjonomie postaci. Bez nienaturalnych muskułów, damskich kształtów jak z żurnala i podręcznika chirurgii plastycznej, a widowiska, mimo braku superludzi, robią wrażenie.

Komiks ten jest ciężki w odbiorze dla kogoś kto nawykł do dzieł superbohaterskich, nawet jeśli są one na poziome tak wielkich postaci jak Alan Moore czy Grant Morrison. Vaughan pozwala sobie na rozważania filozoficzno- społeczne z nutami podtekstu seksualnego, walki płci i współczesnej cywilizacji i podziału na role socjologiczne. I myślę, że wielu początkowo będzie musiała wczuć się w problematykę i klimat świata serwowanego w „Y – Ostatni z mężczyzn”. A kto zrozumie, że Yorrick to wcale nie farciarz i wiecznie nadąsany typek, zrozumie też siłę tego dzieła.