Catwoman: Wielki skok Seliny

Mówi się, że kobieta wybiera mężczyznę podobnego do jej ojca, syn zaś- do swej matki. Patrząc jednak na działających w Gotham herosów kryjących się pod maskami nietoperza i kotki, można zwątpić w to teorię. Selina Kyle to zdecydowanie nie typ kobiety, jakim była Martha Wayne. Oscylująca na granicy prawa, kusząca w sposób w jaki kusić potrafią kobiety ściągające na dno i unoszące w przestworza jednocześnie. Jej koci pseudonim oddaje ją absolutnie. Jedyna kobieta zdolna igrać sobie z samym Mrocznym Rycerzem bez użycia roślinnych specyfików łamiących wolę czy pomocy tatusia- terrorysty.

„Wielki skok Seliny” to dzieło Darwyna Cooke’a. Zmarłego przed kilkoma miesiącami twórcę nie trzeba przedstawiać. Autor takich hitów jak „Parker”, „Nowa Granica” czy „Batman: Ego” zarówno swoim talentem pisarskim, jak i rysowniczym plasuje w pierwszej lidze komiksowych twórców. Unikalny, klimatyczny styl, mający w sobie coś staromodnego, a jednocześnie skutecznie radzącego sobie z naładowanymi komputerową grafiką rysunkami kolegów. No i sposób narracji- iście pisarski, bogaty i wyszukany. Sprawiający, że jego dzieła są uniwersalne, nie skierowane jedynie do grupy czytaczy komiksów.

O czym opowiada historia? Selina Kyle po powrocie do miasta ( i życia ) po długiej nieobecności nie ma zamiaru porzucić swej ciemnej strony działalności. Co więcej- chce to zrobić z przytupem, a okazją to widowiskowego ponownego ukazania się Gotham jest nielicha. Dlatego też mimo kociej zwinności i inteligencji nie może jednak działać sama. Niestety nie ujrzymy na łamach komiksu jak to Batman rozsmakowuje się w czynach przestępczych, lecz autor wynagradza nam to bohaterem, z którym pannę Kyle łączyło miłosne uczucie. Ale jak to z nią bywa- jej dawna miłość nie pała do niej tęsknotą i sympatią. Mimo to udaje się stworzyć plan, który wydaje się być idealny… Jak jednak głosi odwieczne, kryminalne prawidło- nie ma zbrodni doskonałej.

Całość odbiega od standardowej, superbohaterskiej opowieści o całe mile. Główna bohaterka jest tu bardziej Seliną, niż Catwoman. W pewnym momencie można nawet zapomnieć o jej kociej działalności. Famme fatale jawi się tu jako miejska legenda krążąca w półświatku. Postać, która dokonywała wielkich czynów, lecz teraz jest jedynie echem dawnych dokonań. Niczym dawni gangsterzy wychodzący z więzienia Kotka pokazuje, że wciąż ma pazury, a jej nieobecność nie uczyniła z niej potulnego kanapowca.

Komiks  wydane w ramach Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics stanowi połączenie dwóch stron twórczości Darwyna Cooke’a. Z jednej strony historia opowiada o osobie związanej z świtem herosów, ściśle związanej z jedną z ikon DC Comics. Z drugiej- wszystko jest ukazane w formie najlepszego czarnego kryminału. Treść jest więc nieco łagodniejsza niż w „Parkerze”, lecz cienie w niej są o wiele widoczniejsze niż choćby w „Nowej Granicy”. Komiks stworzony dla kogoś przekonanego, iż Catwoman jest jedynie dodatkiem do Batmana. Cooke stworzył znakomitą samodzielną historię z udziałem jedynej kobiety, która moim zdaniem, jest stworzona dla pewnego gothamskiego milionera o podwójnej tożsamości. Kobiety, która wśród damskiej strony superbohaterskiej publiczności jest indywidualna, niezależna i chodząca własnym ścieżkami. Jak pewno pozornie domowe zwierze, na którego cześć przybrała przydomek