Komiksy ze Starego Pudła #5: Detective Comics Annual 1989

W starym pudle znów gości Batman. Tym razem wdarł się on do tego cyklu dzięki annualowi z września 1989 roku i nie ma co tu kryć, że wpływ na to miała bardziej „clickbaitowa” okładka niż nazwisko Marka Waida jako współscenarzysty. Znów jest to grafika od Briana Bollanda. Tym razem Człowiek Nietoperz nie ogląda Placu Czerwonego z lotu ptaka, ale bierze na cel Ku Klux Klan, rasistowską organizację działającą na terenie Stanów Zjednoczonych.

            To bardzo sensacyjna i wręcz pulpowa grafika i jak to zwykle bywa z komiksami, okładka sprzedaje treść, ale nie jest jej wierna. Czy zatem czuję się oszukany, a następne kilka akapitów będzie pełne moich żali, że Batman nie bije rasistów? Przekonajmy się jak wypada thriller pod tytułem „Blood Secrets”.

            Podstawową nieścisłością między okładką a treścią jest fakt, że Batman to narrator historii. Wspomina on czasy, gdy jako młody chłopak podróżował on od mentora do mentora i uczył się nowych umiejętności, które do perfekcji opanuje Mroczny Rycerz. Jednym z nauczycieli młodego Brusa był Harvey Harris, starzejący się detektyw. Bruce poznał go, gdy ten tropił mordercę działającego w rodzinnym miasteczku Harrisa. Celem okrutnych mordów padali mężczyźni w średnim wieku. Prędko okazało się, że ofiary łączy tajemnicza i niechlubna przeszłość: wszyscy w młodości należeli do grupy zwanej Paladins of the Cross i wzięli oni udział w rzezi czarnoskórych kilkadziesiąt lat wcześniej.

            Muszę przyznać, że Mark Waid i Brian Augustyn spisali się tu doskonale. Autorzy zainspirowali się działalnością okrutnej organizacji i stworzyli przekonującą, spójną i trzymająca w napięciu fabułę. Nie chcę zdradzać tu tożsamości i motywu zabójcy, ale został on rozpisany w wiarygodny sposób. Pokusiłbym się o wniosek, że pod tym względem „Blood Secrets” przypomina klasyczne już powieści i opowiadania Agathy Christie.

            Także prowadzenie postaci zasługuje na piątkę z plusem. Młody Bruce chce się uczyć; jest ambitny i pojętny, ale jednocześnie potrafi być impulsywny i przez to niweczy trudy swojego mentora. Pod koniec tej opowieści chłopak zmienia się: jest bardziej świadomy swoich talentów, oraz słabości. Cała przygoda to dla niego nauka, która wykorzystuje w stu procentach, aby nie tylko stać się detektywem, ale i lepszym człowiekiem.

            Drugim najistotniejszym bohaterem komiksu jest Harvey Harris. Na swój sposób jest on protoplastą konceptu „Old Mana”, którego często doświadczamy teraz w komiksach, filmach i serialach. Harvey to stereotypowy detektyw z filmu noir, ale starzejący się i nieco zmęczony życiem. Z drugiej strony przypomina mi on porucznika Colombo z genialnego serialu. Tak jak bohater Petera Falka, Harris w niektórych momentach sprawia wrażenie niegroźnego i niezbyt kompetentnego, ale jest gotów, by w odpowiednim momencie zaskoczyć wszystkich dookoła jakąś błyskotliwą sztuczką, albo celnym i niewygodnym pytaniem. Reszta postaci gra raczej tło dla tych dwóch bohaterów i są to raczej typowi podejrzani i potencjalne ofiary, co jest dość powszechną bolączką komiksowych kryminałów, które czytałem. Raczej nie ma tu kolejnej osobowości tak ciekawej jak para śledczych.

            Szkoda, że przyzwoita fabuła nie współgra z grafikami Vala Semeiksa, które są zwyczajnie kiepskie. Artysta próbuje bawić się układem kadrów na stronach, ale w latach 80. standardem było już uciekanie od sześciu lub ośmiu kwadratowych kadrów na stronę. Do tego kadry są ubogie w szczegóły a czasem nie mają one tła i bohaterowie mają za sobą jednokolorowe ściany. Jest to jednak problem tylko drugiej połowy zeszytu. Początek prezentuje się całkiem nieźle, ale najwyraźniej artystów goniły terminy i musieli oni skończyć plansze jak najszybciej.

            Jak wspominałem komiks ten wyszedł we wrześniu 1989, czyli trzy miesiące po premierze „Batmana” Tima Burtona. Choćby z tego powodu w samym zeszycie znaleźć możemy kilkanaście stron grafik i opisów przeciwników Człowieka Nietoperza. Nowy czytelnik może tu znaleźć nie tylko informacje o Jokerze czy Pingwinie, ale także czterech różnych inkarnacjach Clayface’a, co jest oczywiście reklamą historii „Mud Pack” Alana Granta wychodzącej wówczas w regularnym „Detective Comics”.

            „Blood Secrets” to całkiem niezły komiks. Jest dobrze napisany, ale niestety efekt końcowy psuje przygotowywana w pośpiechu warstwa graficzna, której brakuje wykończenia. Wielka szkoda, niemniej, będzie to jeden z lepszych komiksów jakie zawiera Stare Pudło.