Dom Szeptów

Nic nigdy się nie kończy- jak mawia pewien błękitny ekshibicjonista o boskiej mocy. Neil Gaiman oficjalnie zakończył „Sandmana” w „Sandmana Uwertura”, a przynajmniej wówczas tak twierdził. Na razie ograniczył się do patronowania czterem tytułom związanym mniej lub bardziej z jego największym dziełem. Po „Śnieniu” kolejnym rozdziałem w „Uniwersum Sandman” jest tytuł „Dom Szeptów„. Odchodzimy od poddanych Snu, skupiając się na bóstwach voodoo, którzy dostali się do Krainy Snów poprzez szczelinę powstałą w wyniku wydarzeń z „Batman Metal”. Ich przypadkowa obecność odbije się zarówno na Śnieniu, jak i świecie jawy.

W Krainie Snów pojawia się bogini miłości Erzulie wraz z krokodylim Wujem Poniedziałkiem i kilkoma innymi postaciami ze swego kręgu. Sama bogini nie jest tym faktem zadowolona, a kłopoty, jakie powoduje niejaki Szankapanna, sprawiają, że nie tylko powrót, ale i przetrwanie stają się dużym wyzwaniem. Tymczasem za sprawą wspomnianego boga w realnym świecie dzieją się niepokojące rzeczy…

Voodoo w powszechnym rozumieniu to laleczki, które w cichy sposób mają unieszkodliwić nielubianego delikwenta. Prawda jest zupełnie inna i polecam poznać szczegóły tej kwestii. Właściwie, aby zrozumieć „Dom Szeptów” należy odrobić pewne lekcje, poznając choćby występujące tu postaci. Przywykliśmy do wierzeń antycznych Greków i Rzymian oraz mitologii nordyckiej, a to światy nieco inne niż łączący w sobie wiele tradycji panteon loa. Już sama złożoność Erzulie jest złożoną kwestią.

Kultura czarnoskórych mieszkańców Luizjany jest czymś, co fascynowało mnie od dawna. Od kuchni kreolskiej, poprzez jazz i blues delty Mississipi, po właśnie wierzenia voodooo. W „Domu Szeptów” bohaterami są w lwiej części Afroamerykanie. I nie jest to poprawnie polityczne wpychanie ich w tej ilości, a rzecz najzupełniej zrozumiała. Voodoo to religia praktykowana między innymi tradycyjnie na Haiti czy w Ghanie i Togo. Nazwać ją mitologią byłoby przesadą, zwłaszcza że jest w wielu punktach powiązana z chrześcijaństwem. Z drugiej jednak strony- wiara w Odyna i Zeusa też niegdyś nie była oficjalnymi wierzeniami sporych grup społecznych… ?

Prace Dominike Stantona, choć różne od tych Bilquis Evely z „Śniania” ładnie się z nimi komponują. Kraina Snów jest tym samym nierealnym miejscem, choć więcej uwagi poświęciłbym loa. Wuj Poniedziałek ze swoją krokodylą naturą zawstydziłby samego Killer Croca, z kolei kolejne emanacje Erzulie oddają złożoność tej bogini. Stanton tworzy niebywale płynną, hipnotyzującą kreską. Działania złośliwego Szankapanny i całość snucia opowieści tylko tego dowodzi. Świetnie wyglądają też okładki Johna Raucha, trzymające się pewnej stylistyki „Sandmana” lecz podobnie jak cała reszta- skierowane już w swoją stroną.

„Dom Szeptów” stwarza zupełnie nową linię fabularną, której start byłby trudny bez zacumowania go w świecie „Sandmana”. O ile „Śnienie” to bezpośrednia kontynuacja losów bohaterów od Neila Gaimana, to seria Nalo Hopkinsona idzie swoją ścieżką. Spotykamy loa voodoo, luizjańską społeczność i lokalny folklor. Wszystko to w ciężkich jak dym cygara i smak rumu oparach egzotycznych barw. „Dom Szeptów” jest nieco odmienny od klasycznego „Sandmana” ale fani Neila Gaimana z pewnością się tu odnajdą. Egmont planuje jeszcze wydać pozostałe dwie serie „Uniwersum Sandmana”- „Lucyfera” i „Księgę magii”.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.