Lucyfer. Tom 2

Nie tak dawno miałem przyjemność recenzować pierwszym tom „Lucyfera”. Komiks świetny, niestety oporny w czytaniu ze względu na styl i grubość. Cieszę się, że nie musieliśmy długo czekać na kontynuację. Druga część ukazała się kilkanaście dni temu, około 3 miesiące po premierze jedynki. Niezłe tempo, za co gromkie brawa dla wydawnictwa Egmont.

Pierwszy tom „Lucyfer” namącił we wszechświecie. Duża w tym zasługa Lucyfera, który po różnych perypetiach, stworzył własny wszechświat, w którym uchodzi za byt równy Bogu. Drugi tom skupia się na ukazaniu tytułowego bohatera w roli wszechojca. Idzie mu całkiem nieźle. Nieźle do czasu, ponieważ odzywają się echa dawnych konfliktów, a część demonów domaga się swojego miejsca. Pretensje mają siły ze sfer niebieskich. Wszystko sprowadza się do tego, że dość sporo postaci ma „ale” do Lucyfera, no i muszą rozwiązać z nim niesmaki. Duże obciążenie dla dość mocno zajętego „boga”.

Pierwszym tom Lucka bardzo mi się podobał. Mając w pamięci serial, nie spodziewałem się, że komiks będzie o niebo lepszy pod każdym względem. Poważniejszy, mroczniejszy, no i ambitniejszy. Drugi tom jest taki sam. Klimat oraz najlepsze wartości są zachowane. Atrakcyjniejsza jest fabuła, która ukazuje Lucka z zupełnie innej strony. Ciekawie obserwuje się jego poczynania na ścieżce twórcy, i to jak respektuje rządy. Na swojej drodze ma różne problemy, z którymi musi poradzić sobie nawet bez boskiej otoczki. Nie zawsze idzie po jego myśli, jak i czytelnika – nie jest to z pozoru przewidywalna historia.

Objętościowo drugi tom dorównuje pierwszemu. Nie sprawdzałem, czy ilość kartek pokrywa się. Ze strachem w oczach podchodziłem do lektury. Bałem się, że znowu będę miał kilka wieczorów wyjętych z życia. Na szczęście tak nie było. Odnoszę wrażenie, że Mike Carrey zluzował delikatnie narrację, co pozytywnie wpłynęło na czytadło. Pierwszym tom męczyłem parę wieczorów, drugi wchłonąłem w dwa. Fabularnie było ciekawiej, no i jak wspomniałem „lżej”. Cenię takie rzeczy, ponieważ nie lubię, gdy coś ciąży mi na barkach zbyt długo.

Artystycznie ten sam poziom, co w poprzednim tomie. Przymkniecie oko, jeśli nie będę kolejny raz rozwodził się na ten temat?

Drugi tom „Lucyfer” jeszcze bardziej podobał mi się. Akcja jest ciekawsza, z zainteresowaniem obserwowałem konfliktowe wątki kulminujące w tym tomie. Całość oceniam bardzo pozytywnie. Wiecie z czym jadło się poprzedni tom. Jeśli smakował Wam, drugie danie będzie jeszcze lepszą ucztą.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.