Kosmiczna Odyseja
Z jakimi zagrożeniami mierzyli się superbohaterowie DC przez dekady? Nie brakowało wydarzeń potencjalnie mniejszego kalibru, o których pamiętają wybiórczy czytelnicy lubiący się w klasykach. Zapomina się o starych wydarzeniach w dobie kryzysów, które co chwile się pojawiają i nie ma to końca. Kończy się jeden, zaczyna się drugi, może parę miesięcy spokoju, i tak w kółko. Brak czasu, żeby sięgać po klasyki. Jak tu żyć? Koło ratunkowe rzuca wydawnictwo Egmont, które w tym miesiącu wydało „Kosmiczna Odyseja”. Czy klasyczek broni się po ponad 30-stu latach od premiery?
Skąd się wzięło równanie anty-życia? Jakie były początki Nowych Bogów, Nowej Genezy oraz Apokolips? Jak to wszystko łączy się ze sobą? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w krótkim evencie „Kosmiczna Odyseja„. Wydarzenie „mniejszego” kalibru, które przedstawiło nowe cegiełki w fundamentach multiwersum DC, mobilizując czołowych bohaterów DC przed nietypowym zagrożeniem zwiastujący koniec wszystkiego.
Cieszę się, że wydawnictwo Egmont wydało ten komiks. Klasyczek, który należy sobie przyswoić, żeby uznawać się za eksperta w świecie DC. Choć wydarzenie akcją jest mniejszego kalibru, spokojnie można stawiać je na równi z kryzysami. Nie ma tu porywającej akcji, zaskakujących zwrotów czy przytłaczającej ilości postaci i wątków. Jest bardziej kameralnie, co działa na korzyść historii. Mniejsza liczba wątków i postaci ułatwia wczucie się w klimat, przeżywać z bohaterami, to co ich spotyka. Jim Starlin bardzo fajnie ujął wątki wraz z postaciami, kontynuując dziedzictwo pozostawione przez Kirby’ego. Pozytywnie zaskoczyłem się „Kosmiczna Odyseja”, która świetnie prezentuje się na tyle multum grubszych afer w DC. A dodam tylko, że mówimy o komiksie wydanym w latach 1988-1989.
Ważnym punktem historii nie było wyłącznie ścieranie się z równaniem Anty-Życia. Starlin dodał wątki opierające się na wewnętrznych rozterkach bohaterów czy moralnych decyzjach wpływających na losy cywilizacji. Dobrze ujęte problemy, które ładnie zilustrował Mignola. Co prawda kreska Mignoli nie kupuje mnie (uroki komiksów z lat 80-siątych), ale doceniam starania w odzwierciedleniu emocji bohaterów, które były arcy ważne z punktu fabularnego. Mignola przekazuje dokładnie, to co powinno z komiksu przeniknąć w stronę czytelnika. Utrwaliły mi się w głowie kadry z Thanagaru czy rozterek Stewarta. Akcje, które dają do przemyśleń.
*Batman korzystający z budki telefonicznej lub Darkseid mówiący „przepraszam”. Brakowało mi takich pierdółek, które są deserem dla mojej geekowskiej duszy.
Czy warto sięgnąć po „Kosmiczna Odyseja”? Warto. Ważny rozdział w mitologii DC, którego akcja jest ciekawie opowiedziana. Krótko, konkretnie, kameralnie, bez zbędnego przeciągania struny. Idealna pozycja na umilenie jednego wieczora. Pokręciłbym tylko nosem na skąpą liczbę dodatków jak na pozycję w ramach DC Deluxe. Kilka okładek i ciekawe posłowie. Tyle. Mogło być więcej.
Dziękujemy księgarni taniaksiazka.pl i wydawnictwu Egmont za udostępniony komiks recenzencki.