Lucyfer. Boska tragedia. Tom 2

Kot by pomyślał jeszcze parę miesięcy temu, że tyle pozycji pojawi się z Diabełkiem na polskim rynku wydawczym. Aktualnie prowadzone są dwie serie. Bardziej grzeje mnie starsza, klasyczna, ponieważ nówka nie wywarła mojego większego zainteresowania. Mimo tego dałem szansę drugiemu tomowi. Jak było?

Karty wyłożona na stół. Finał pierwszego tomu pozostawił nas w napiętej sytuacji. Jednak główny bohater nie szturmuje zastępów anielskich. Spokojnie odwiedza reprezentantów różnych wierzeń, mącąc tam troszkę. W międzyczasie kłopot ciągną do syna Lucyfera. Wszystko prowadzi do epickiego starcia. Czy buchnie ono w tym tomie?

Komiks zacząłem z pewną dozą rozczarowania. Pierwszy tom, choć wynudził mnie troszkę, pozostawił w napięciu finałową akcją – w powietrzu unosiło się napięcie niepokoju, dla którego tylko i wyłącznie sięgnąłem po kontynuacją. No nic nie buchało od początku. Na konkretną akcję trzeba było poczekać do finału. Cała historia jest wielką podbudową, całkiem udaną. Lubię tematy różnych wierzeń, tu temat został potraktowany dobrze. Nie tak „fajnie” jak u Gaimana, ale nadal dobrze. Interakcje Lucka z innymi religiami są oryginalne, ciekawe, pełne nieprzewidywalnych ruchów. Wszystko wpisuje się w lore bohatera, konsekwencje dodają pięć groszy tajemniczości. Wszystko złożyło się na fajną podbudowę finałowej akcji, której się nie spodziewałem – przynajmniej w takim wydaniu.

Nosem kręcić mogę przy wątku syna Lucyfera. Taka nijaka historia. Niby ważna, niby tylko w teorii, w praktyce niekoniecznie ujęto to dobrze. Liczyłem na coś lepszego.

Rysunki są na identycznym poziomie co poprzedni tom. Sami wiecie zatem czego oczekiwać.

„Boska tragedia” w pełnym słowa znaczeniu. Pozytywnym rzecz jasna. Drugi tom wypadł o niebo lepiej od poprzedniego. Liczyłem na coś innego siadając do czytania, na szczęście nie wpłynęło to na mój zawód – wyszło dobrze.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.