Flash. Meta. Tom 15

Wytrzymaliście z serią „Flash” do tego momentu? Szanuję! Cykl, zapoczątkowany w polskim przekładzie w 2017 roku, dochodzi do finiszu. Piętnasty tom jest ostatnią podróżą Joshuy Williamsona po błyskawicznym świecie speedstera. Czy ostatni bieg w wykonaniu Williamsona jest godny nas? I to jeszcze jak!

To nie miejsce na łzawe czy sentymentalne pożegnania. Williamson uderza z grubej rury po raz ostatni ścierając Flasha z Revershem Flasem w epickiej bitwie. Walce angażującej znacznie więcej postaci. Zoom tworzy Legion Zooma, w składzie którego pojawią się (głównie) łotrzy z całej serii m.in. Turtle, Kapitan Cold z Siostrą czy Gorilla Grood. Barry nie stawi im czoła samotnie. U jego boku staną m.in. Kid Flash czy Avery. Są to tylko przykładowe postacie. Po obu stronach będzie więcej bohaterów. Celowo nie zdradzam kto powróci. Nie chcę Wam zepsuć przyjemności z czytania, która towarzyszyła mi od pierwszej strony.

Pożegnalny komunikat przeładowany jest akcją od pierwszej do ostatniej strony. Satysfakcjonującej akcją spójnej z dotychczasowymi wydarzeniami. Nieszablonowe rozwiązania z przełomowym punktem w relacji Flash-Revershe Flash. Nie zabrakło kulminacji wszystkich dotychczasowym wątków, jak i wprowadzenia nowych elementów po raz kolejny rozbudowujący świat głównego bohatera oraz mitologii Speed Force. Bywa smutnie, jarająca, czasami humorystycznie. Wachlarz emocji jest wyważony, żeby nie przesadzić w którąś ze stron. Williamson nie poszedł drogą na skróty, czy najłatwiejszymi rozwiązaniami, w ostatniej przygodzie. O to się nie bójcie.

Wracając do powrotów… zagorzali fani Flasha, mający pewne oczekiwania względem serii i świata DC, będą zadowoleni. Nie zdradzając za wiele dopowiem, że niejednokrotnie jarałem się w duchu, nawet wzruszałem, jak i doceniałem, że każde pojawienie się było uzasadnione fabularnie wyjaśniając to i owo, dodając nowe elementy. Nie zabrakło spotkań, rozmów lub interakcji między bohaterami wypatrywanych z zegarkiem w ręku od miesięcy. Williamson robi to z głową, co nikogo nie powinno dziwić. W podobnym stylu zrealizowana jest cała seria.

Nad albumem pracowało kilkoro rysowników. Zróżnicowany styl każdego z nich nie przeszkodził w wypracowaniu wspólnych elementów nadających całości spójnego obrazu. Kreska uchwyca dynamikę świata speedsterów, dbając o właściwe proporcje postaci na każdym kroku. Żywa kolorystyka wzmocniła wizualny pejzaż. Nosem pokręcić mogę wyłącznie na kilka stron zilustrowanych przez Scott Kolins. Kreska odstająca od reszty, sama w sobie wyglądająca słabo. Można na to przymknąć okiem, ponieważ to ledwo parę stron. Kropla w morzu zajebistości.

Piętnasty tom serii, finałowy, jest świetnym zwieńczeniem całości. Określiłbym ją jako epicką laurką pożegnalną Joshuy z jego czytelnikami, bazująca na akcji, żąglowaniu emocjami i wykorzystaniem kilku świeżych elementów. Komiks spełni Wasze oczekiwania, jeśli jesteście fanami niezłego cyklu. Nawet jeżeli nie podzielacie mojego zapału do serii, jej kontynuacja o czymś świadczy. Egmont dawno uciąłby głowę serii, gdyby nie zgadzała się jej sprzedaż. Jest to najdłuższa seria z DC wydawana u nas, długością wyprzedzającą „Batman” z DC Odrodzenia (pisanej przez Toma Kinga) czy Nowe DC Comics (pisanej przez Scotta Snydera).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.