One Bad Day. Mr Freeze
Komiks DC na święta? Skierujcie oczy ku najnowszej odsłonie cyklu „One Bad Day”, która pozytywnie zaskoczyła.
To już czwarta odsłona cyklu realizowana w myśl „Jednego złego dnia” zaczerpniętego z „Zabójczy Żart”. Teraz padło na Mr Freeze, przy którym scenarzysta poszedł po prostej linii – wykorzystał genezę przestępcy, która w pierwotnej formie jak najbardziej pasuje tu. Wymagała tylko parę szlifów i je wykonano.
Historia zaczyna się romantycznymi retrospekcjami z małżeńskiego czasu Victora i Nory. Namiętne uczucie, prawdziwa miłość. Kto nie marzyłby o tym? Prowizoryczne szczęścia zostaje zrujnowane chorobą Nory. Victor zahibernował ją starając się wydłużyć czas na wynalezienie leku. Pech chciał, że interwencja GCPD zakłóciła badania prowadząc do wypadku. Leczenie Nory wydłuża się w czasie, a Victor zmienia się fizjologicznie, co rzuciło mu na banię. Schemat, który dobrze znacie śledząc komiksy o Batmanie, prawda?
Do tego momentu mieliśmy poprawną genezę Victora, która realizuje myśl cyklu. Po niej przychodzi mała zmiana. Pierwsze spotkanie z Batmanem i Robinem przebiega w innym tonie. Grayson zachęca Batmana, aby dali Victorowi drugą szansę umożliwiając mu (i finansując) badania nad lekiem. To jednak nie wystarczyło. Badanie nie idą satysfakcjonującym torem, a losy Freeze’ra pokrywają się z wiadomym losem.
„One Bad Day. Mr Freeze” jest historią nieszczęśliwej miłości poprawnie traktującą Victora, bardzo blisko wizerunkowi kanoniczemu. Obserwujemy genialną jednostkę, której taki obrót życia spowodował, że padło mu na głowę i postanowił przekroczyć linię prawa szukając tam nie tyle rozwiązania, co ukojenia. Pierwsze spotkanie z Batmanem zaskoczyło, drugie niekoniecznie, ponieważ widziało się to dziesiątki razy. Jednak każde spotkanie obserwowało się z ekscytacją, ponieważ rysunki skąpano w mrocznej, czarnej kolorystyce, styl wykonania zbliżając do prac Seana Murphyego w jego cyklu „Biały Rycerz”.
„One Bad Day. Mr Freeze” jest jednak bardziej złożoną historią. Gerry Duggan umiejętnie wplótł jeszcze jeden tytułowy motyw przedstawiając ofiarę toksycznej relacji mającej ogromne konsekwencje. Historia o mocniejszym wybrzmieniu niż tragedia Victora, z którą utożsamić może się wiele osób z naszego świata – aż chciałoby się, żeby komiks trafił do rąk większości osób, które mogły zakotwiczyć się w toksycznych związkach nie zdając sobie sprawy jak bardzo może to ich wyniszczać.
Drugi motyw przygnębił mnie, lekko przytłoczyć. Jednak uczucie nie towarzyszyło mi po zamknięciu komiksu. Powodem była świąteczna oprawa komiksu. Akcja zaczyna się na parę dni przed świętami Bożego Narodzenia. Gotham obłożone jest śniegiem, po przedmieściach zauważamy uśmiechnięte, zaganiane twarze w szale zakupowym niczym na wyprzedażach w Lidlu (nope, nie jest to reklama!). Autor posłużył się Batmanem, Robinem oraz Alfredem, aby dodać trzy ciepłe wstawki świąteczne: wspólne ubieranie choinki, Batman w stroju Mikołaja, czy wspólna chwila przed kominkiem. Proste, niezaskakujące motywy niosące ciepło w okresie przedświątecznym niczym filmowe komedie w tej stylówie. Aż chciałoby się cały zeszyt temu poświęcony, ale hej… to historia o Victoru, Batmana i tak było aż nadto.
Czwarta odsłona zaskoczyła mnie pozytywnie. Tytułowa myśl została zrealizowana, akcja dostarczała wrażeń, główny bohater został poprawnie przedstawiony bez kontrowersyjnych zabiegów jak miało to miejsce w Riddlerze Toma Kinga. Czy jest to komiks, który obecnie postawię na pierwszym miejscu? Pozycja „Pingwing” nie jest zachwiana. Powód? Za dużo Batman w tym wszystkim. Nietoperz ze swoim otoczeniem powinien odgrywać wyłącznie symboliczną rolę w historiach (lub w ogóle się nie pojawiać), ponieważ nie o niego tu chodzi. Niestety Duggan i Tamaki poszli w innym kierunku. Ich historie nie byłyby czytelne po wycięciu z nich Batmana. W przypadku Mr Freeze pojawienie się Batmana nie działało tak niekorzystnie jak u „Two Face”, gdzie tytułowa myśl zaginęła w praniu.
Komiks otrzymałem od ATOM Comics za co bardzo dziękuję! Sklep nie miał żadnego wpływu na recenzję.