Superman, ten który spadł

Polscy czytelnicy mają przyjemność wkroczenia w nowy okres wydawniczy DC w Ameryce etykietowany jako „Infinite Frontier”. Choć polskie wydania specjalnej etykiety nie będą posiadały to wystarczy śledzenie kontinuum, żeby zauważyć pewne różnice. Styczniowa premiera komiksu o Supermanie przygotowuje nas pod większe zmiany w świecie eSów. Dobrych zmian? Zdecydowanie tak.

„Superman, ten który spadł” jest krótkim komiksem z Supermanem. W środku znajduje się pięć zeszytów, co w przeliczeniu daje nam +/- 130 stron. Akcja rozpisana jest na dwie historie. W pierwszej z nich Superman z synem muszą powstrzymać inwazję pasożytów kosmicznych przenikających do „naszej” rzeczywistości przez wyrwy. Zagrożenie nie wyróżniające się od wielu, z którymi nasi bohaterowie walczyli na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Jednak jest to historia ze skuteczną podbudową zagrożenia w postaci śmierci Supermana. Jon ostrzega ojca, że zna przyszłość po przygodzie z Legionem Superbohaterów. Regularnie przygadywanie ojcu, żeby uważał na siebie, bo to jego ostatnia przygoda, działała na tyle skutecznie, że z ogromnym zaciekawieniem śledziłem losy tej dwójki. Każda odniesiona rana na ciele Supermana miała swoją moc niż symboliczne zadrapanie.

Druga historia ponownie zabrałem bohaterów w kosmos. Odebrali sygnał z krańców galaktyki. Porzucając codzienne obowiązki wybrali się tam. Na miejscu okazało się, że osoba nadająca sygnał już nie żyje. Za jego śmiercią stoi śmiercionośna siła potrafiąca (ponownie) zranić bohaterów. Przy tej historii mogę powtórzyć poprzedni akapit. Próg niebezpieczeństwa sprawił, że z pozoru schematyczna historia była interesująca. Nawet powiedziałbym, że bardziej, a to za sprawą tajemniczej otoczki wokół zagrożenia (w przypadku pierwszej historii od razu wiemy kto i co).

Jednak to nie wszystko, co można opowiedzieć o obydwu historiach. Za nimi kryje się głębia. Emocjonalna głębia. Na pierwszy plan wysuwa się relacja ojciec-syn. Scenarzysta mocno podkreślił przyspieszone dojrzewanie Jona w skutek straconych lat (ten niedobry Bendis!). Przysłowiowy „złoty wiek” dobiegł końca i to syn musi troszczyć się o ojca. Prostymi zabiegami trafiono w moje emocje i choć daleko mi do ojcostwa to zrozumiałem ciepły przekaz.

Historie dostarczyło również ciepła w formie przekazywania pałeczki nowemu pokoleniu czy upływu czasu. Jon jest pełen wątpliwości, czy sprosta oczekiwaniom światów, kiedy to jemu dane będzie dzierżyć tytuł ojca. Clarka różnymi sposobami chciał przekazać synowi, że wierzy w niego. Kolejną sprawą są wspomniany upływ czasu. Smutne obrazy, kiedy rodzina nie może spędzić jednego, idealnego dnia, ponieważ obowiązki gonią ich. Były to obyczajowe chwile, z którymi każdy z nas może się utożsamić na swój sposób – niestety.

Superman, ten który spadł” jest głębokim emocjonalnie komiksem. Tyle w nim bomb emocjonalnych, że doceniam długość albumu. Obawiam się, że przy dłuższej przychodzi potrzebowałbym więcej chusteczek. Komiks optymistycznie nastawił mnie wobec dwóch kontynuacji (zapowiedzianych na przedniej okładce), że już teraz tuptam nóżkami ze zniecierpliwienia.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję.