Flash. Powrót Wally’ego Westa

Pamiętacie, że Flash jest moim ulubionym superbohaterem? Pamiętacie, że Wally też jest moim ulubieńcem? Mam taką nadzieję, bo to wytłumaczy moją radość na zapowiedź Egmont, że w tym roku zaczną wydawać serię poświęconą temu bohaterowie. Serię, którą śledzę w oryginalne oceniając ją jako jedna z dwóch moich ulubionych. Marzec jest miesiącem, kiedy w sprzedaży ukazał się pierwszy tom. Chyba nie muszę dodawać, że warto kupować?

Zwolnijmy, ponieważ nie jest tak pięknie jak pierwszy akapit może sugerować. Komiks, liczący 280 stron, nie prezentuje równego poziomu od pierwszego zeszytu. Pierwsza połowa poświęcona jest Barry’emu. Speedster, mimo obietnic w „Nieskończona granica” o zgłębianiu spraw multiwersowych, jeszcze siedzi na ziemi. Trickster skradł mu pierścień. Głupkowaty problem prowadzi do większej zadymy, w którą zaangażowano jeszcze jednego przeciwnika speedstera. Od tego moment Flash musi uwikłać się z dwoma nicponiami, żeby zaznać spokoju.

Historia w swojej formule jest typowym podejściem do superbohaterszczyzny. Przeciwnicy z oklepanymi motywami będą prali się z bohaterem chcąc go zabić. Nic twórczego, wręcz przewidywalnego. Niemniej znalazłem w tej historii ziarno rozrywki, które sprawiło mi radość. Udało się to osiągnąć sięgnięciem po nie speedsterowych przeciwników, którzy stawali na głowie, żeby przewyższyć superbohatera. Pod tym kątem było ciekawie, a zrobiło się jeszcze lepiej od momentu przybrania akcji bardziej osobistego tonu. Tylko z tyłu głowy pohukiwało przypomnienie, że zaraz historia skieruje się na Wally’ego, więc właściwie po co męczyć tego Barry’ego?

Przemęczyć go musieliśmy przez jeszcze dwa zeszyty. Okazuje się, że Egmont nie ominęło dwóch części uzupełniających „Wieczna Zima” (wydanego po polsku w zeszłym roku), mimo że zeszyty pojawiły się w osobnym albumie. Nie miało to niestety sensu. Zeszyty są wyrwane z kontekstu. Nie dość, że wybijają z rytmu i klimatu, to dodatkowo nie opowiadają historii – zamiast tego rzucają w środek akcji i zostawiają nas z pytaniem „co dalej?”.

Po połowie albumu przechodzimy do właściwej akcji z Wallym… Zaczyna się nietypowo, ponieważ Wally obrzuca superbohaterszczyznę. Ma dość po problemach z ostatnich lat. Teraz chce się skupić na swojej rodzinie. Nie jest mu to dane, ponieważ jakaś energia wyciąga jego świadomość z ciała i przerzuca ją pomiędzy speedsterami z różnych okresów czasowych – od prehistorycznych po XXXI wiek. Zwariowana jazda bez trzymanki, podczas której Wally z butami wejdzie czyjeś życia i będzie musiał spontanicznie rozwiązać jakiś problem. Spokojnie, choć mówimy o sytuacjach dla nas zupełnie nowych to są one również takie dla bohatera. Nieogarnianie jest tu ważnym elementem, który jest sprawnie wyjaśnianym przez autora, żeby dezorientacja szybko przeminęła.

Historia są dalekie od schematyczności czy stale powielanych elementów. Adams wykazał się dużym poziomem zabawy oraz zrozumieniem dziedzictwa postaci. Wirem akcji uwidaczniał jego najlepsze cechy czyniące go najbarwniejszym speedsterem ze wszystkich m.in. Wally czerpie frajdę z przygód wskakując i biegając po dinozaurze czy bez problemu nawiązuje kontakt z nowymi osobami. Wyjątkiem od zasady jest finał komiksu, który uderza w typowe superbohaterskie rejony. Jest to jedna formuła mająca uzasadnienie fabularne, co broni ją. Dodatkowo jest to ogromna dawka emocjonalna, która może nie wzrusza, ale porusza. O co dokładnie chodzi? Powiem tylko tyle, że finał odwołuje się do traumatycznego okresu życia Wally’ego z „DC Odrodzenie” dając nowy punkt spojrzenia na sytuację – wręcz niezbędny, ponieważ w odświeżonej formule jest rehabilitacją dla bohatera.

Flash. Powrót Wally’ego Westa” nie jest albumem trzymającym równy poziom. Jednak to nie sprawia, że powinniście zrezygnować z jego zakupu. Historia z Wallym jest napisana z serduchem przez autora, który zna historią bohatera, wie jaki jest i potrafi uszanować każdy element podając go w przystępnej formie. Świetnie bawiłem się w trakcie czytania i nie mogę doczekać się kolejnych tomów. Zdradzę Wam tylko, że dalej jest jeszcze lepiej, ponieważ otrzymujemy superbohaterszczyznę mieszaną z emocjami i wątkami obyczajowymi.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie egzemplarza do recenzi. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję.