Flash (2023) – Opinia

Do kin trafiła pierwsza filmowa adaptacja przygód najszybszego człowieka na świecie. „Flash” ma bardzo długą i wyboistą drogę. Pierwsze przymiarki do filmu miały miejsce pod koniec lat 80siątych, dopiero w 2014 roku projekt nabrał kształtów. Film trafia do kin w 2023 roku. W momencie wielkich zmian. Studio zdecydowało, że ten film, poza swoją historią, zresetuje dotychczasowe uniwersum i otworzy drogę na nowe. Czy spełnia się w tych płaszczyznach? Tak i nie.

Flash” rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach przedstawionych w „Justice League”. Bohater nabiera krzepy w superbohaterszczyźnie, ma lepsze relacje z członkami Ligi (zwłaszcza z Batmanem), popularność bohatera wywaliła do tego stopnia, że nastolatki drą się za nim na ulicach. Niestety Flash jest jednym z bohaterów, którego w dzieciństwie spotkała trauma definiująca jego życie. Bohater dostrzega okazję w swoich mocach – chce je wykorzystać, żeby coś zmienić. Decyzja wpłynie nie tylko na jego życie, ale na strukturę wszechświata.

Bardzo podobała mi się pierwsza połowa filmu. Twórcy skupili się na prywatnym życiu głównego bohatera pokazując jak dotychczasowe wydarzenia wpłynęły na jego status w świecie DC. Również dużo czasu poświęcono, żeby przybliżyć prywatę Barry’ego Allen – życie zawodowe, relacje z ludźmi, echa przeszłości. Wątek rodzinny jest smutny, momentami depresyjny. Został opowiedziany w dość wyrazisty sposób, co tłumaczyło mobilizację bohatera i jego późniejsze czyny. Pierwsza połowa zrobiła nie tylko grunt pod drugą połowę, ale przede wszystkim na wybrzmiewającą końcówkę filmu rodzącą mnóstwo emocji.

Lepiej wypada główny bohatera niż w poprzednich filmach z jego udziałem („Batman v Superman”, „Suicide Squad”, „Justice League” czy gościnne występy w serialach „Peacemaker” i „The Flash”). Flash jest samodzielny, używa mózgownicy, nie potyka się dłużej o własne nogi. Na tyle dobrze poznał siebie i zdolności, że potrafi myśleć strategicznie pod wpływem czasu i kreatywnie podejść do zadania. Jest to obraz zbliżony do idealnego portretu ikonicznego bohatera. Niestety nadal nie polubiłem się z nim. Powodem jest odtwórca roli. Specyficzna gra aktorska Ezry powoduje, że Barry Allen jest sztywną postacią, która na siłę próbuje być wyluzowana. Wychodzi to strasznie nienaturalnie, a mnóstwo rzucanych żartów jest strasznie kiepska, wręcz obrzydzająca. Komiksowy Flash nie musiał próbować być luzakiem – po prostu nim był. Co jednak trzeba oddać aktorowi to umiejętności aktorskie. Ezra dźwiga na swoich barkach wiele scen i w przekonujący sposób gra dwie zupełnie inne postacie, które mają mnóstwo wspólnych sekwencji.

„Flash” jest filmem wyładowanym po brzegi aktorami. W większości przypadków są to powroty z innych produkcji, w pewnych wyjątkach debiuty. Bardzo ucieszyłem się z powrotu Bena Afflecka. Od pierwszych sekund widać, że aktor lepiej radzi sobie w prywatnym życiu, ponieważ przełożyło się to na swobodę w stroju Nietoperza. Dynamiczna, otwierająca sekwencja wypadła świetnie, momentami humorystycznie, a rozmowy z Barrym mieszały pokłady mentorskie z przyjacielskimi. Podobnie dobrze oceniam Micheala Keatona w powracającej roli. Nie jest to ten sam Batman. Nietoperz z licznymi przejściami jest wyniszczoną jednostką, bez nadziei na dawne lata świetności. Keaton w autentyczny sposób odegrał rolę, dodatkowo sprawdzając się w roli multiwersowego mędrca, który w mniej poważny sposób tłumaczy co i jak. Mamy jeszcze debiut Supergirl. Niestety dość mało czasu poświęcono aktorce, co uważam za błędny kierunek. Sasha wypada przekonująco w mroczniejszej odsłonie Kryptonki, która jest na rozwidleniu ścieżki moralności – próbuje określić swoje miejsce na świecie, prawidłowe nastawienie do ludzi.

Bałem się, że „Flash” będzie festiwalem akcji i sentymentalnych cameo. Na szczęście tak nie było. Film skupia się na Flashu i jego traumie. Historia jest bardzo osobista i opowiedziana kompleksowo. Każdy motyw ma punkt wyjścia i zwieńczenie, po wszystkim nie ma niedopowiedzeń. Możliwe, że było kilka dziur fabularnych, ale dotykały głupotek, o których szybko zapomina się. W historię umiejętnie wpleciono cameo, a nawet nadano im pewnych wartości, powiązań np. trauma motywem przewodnim Batmanów, Supergirl i Flasha.

Film jest dobry, ale nie idealny. Dlaczego? Nie podobało mi się CGI wizualizujące moce Barry’ego. Slow motion w scenach biegu było zrealizowane dość tanio. Nie polecam wyłapywać szczegółów w tych momentach, ponieważ dostrzeżecie laleczki z Aliexpress zamiast prawdziwych dzieci (koszmar pierwszych 10 minut filmu). Przerysowane pozy biegu pogarszają obraz, a wizualizacja czasoprzestrzennej podróży wprowadza w dezorientację chaotycznym wypełnieniem obrazu. Wiem, że serial „The Flash” pozostawia wiele do życzenia, ale uwierzcie, że The CW lepiej poradziło sobie z koncepcyjnym przedstawieniem mocy Flasha i natury Speed Force – z porządnym budżetem zrobili by wzorcową pracę.

Kiepskie CGI jest dla mnie niezrozumiałe, ponieważ tanie efekty rzucały mi się w oczy wyłącznie przy Flashu. Znacznie lepiej wypadają sceny z udziałem Batmanów czy Supergirl. Najlepszym przykładem będzie sekwencja pościgu Afflecka, gdzie dzieje się dużo, a scena jest bardzo realistyczna (na tyle ile można o tym mówić w komiksach).

Nie podobał mi się humor filmu. Większość żartów nie wybrzmiewa, wręcz obrzydzało mnie. Miałem wrażenie, że scenarzysta otworzył książkę z kawałami, wybrał parę niezłych tekstów i na zasadzie wyliczanki wrzucał je w scenariusz. Wypowiadane teksty nie pasowały do sytuacji, tym bardziej do bohaterów. Rzucony żart z „Barbie” powodował, że razem z Kingą zastanawialiśmy się o co chodzi żartownisiowi. Nawet pojawiły się sprośne żarty, które były nie na miejscu.

Choć humor żenował to było kilka dobrych momentów. Część żartów była sytuacyjna np. segment z Affleckiem skorzystał z żartu dotykającego misji postaci i popularnych przemyśleń czytelników komiksowych o słuszności vendetty Nietoperza. Ponadto, humor sprawdził się w tłumaczeniu konceptu multiwersum. Doskonale wiemy po konkurencyjnych filmach jak złożonym tematem jest „multiwersum”. „Flash” poradził sobie z wprowadzeniem pomysłu i swobodnym omówieniem go, ponieważ mentorzy wykładali spaghetti na stół i tłumaczyli to w żartobliwy sposób. Obrana metoda może żenować, zależy od poczucia humoru, ale luźniejsze podejście ułatwiało przyswojenie faktów niż spinaniu się na zapamiętywaniu szczegółów.

Zastrzeżenia mam wobec finałowej sceny. Twórcy pod kloszem trzymali ostatnie sekundy. Tylko podsycali zainteresowanie mówiąc w wywiadach, że ktoś się tam pojawi i będzie symbolizował nowy kierunek. No… i pojawił się „ktoś”. Obecność tajemniczej persony nie odpowiadało na pytania „co dalej z filmowym światem DC?”, a wręcz dezorientowała. Nie tego oczekiwałem. Znacznie lepiej wypadła scena po napisach, która mimo prymitywnego humoru miała jasny sygnał o losach pewnej postaci.

Czy warto iść do kina na „Flash”? Zdecydowanie tak! Jest to dobry film, który opowiada emocjonalną historię koncentrującą się na Flashu. Głębię tu znajdziecie, rozrywki jeszcze więcej z dodatkiem kilkudziesięciu cameo (niektóre zaskakują po całej linii). Nie jest to film pozbawiony wad, co mnie wcale nie dziwi patrząc na czas powstawania produkcji i kombinowania na każdą stronę. Wymienione wady szkodą filmowi, ale nie na tyle, żeby był to stracony czas w kinie. Wyszliśmy zadowoleni, a to jest najważniejsze!

Dziękuję Multikino za przekazanie biletów na seans przedpremierowy. Multikino nie miało wpływu na recenzję.