„Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)” / „Harley Quinn: Birds of Prey” – Recenzja filmu

7 lutego odbyła się międzynarodowa premiera kolejnej filmowej produkcji DC – „Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)”. Produkcja niestety od pierwszego dnia miała bardzo pod górę, co rzutowało na niski przychód w światowym box officie w weekend otwarcia. Wielu widzów zrzuciło winę na kiepski marketing ze strony studia. WB nie kryło się z poczuciem winy i zaledwie kilka dni po premierze wystosowało prośbę do sieci kinowych z całego świata o zaktualizowanie tytułu produkcji w repertuarach na „Harley Quinn: Birds of Prey. Czy sama produkcja broni się mimo fatalnego marketingu? Z odpowiedzią spieszą nasi redaktorzy!

Opinia Sebastiana

Od samego początku nie byłem pozytywnie nastawiony do produkcji. Wszystko za sprawą materiałów promocyjnych, które w 90% skupiały się na Harley Quinn zamiast na tytułowych „Birds of Prey”. Przed premierą zdążyłem pogodzić się z wizją producentów, że nie będzie to film o tytułowej drużynie, a zwyczajnie filmowa solówka o dawnej miłości Jokera.

Tak bardzo jak byłem negatywnie nastawiony do produkcji, tak wróciłem pozytywnie nastawiony. Film okraszony jest prostą i mało zaskakującą fabułą, lecz wypełniony jest po brzegi akcją i humorem. Niestety film koncentruje się na Harley Quinn, która po zerwaniu z Jokerem wpada w konflikt z Black Mask. Margot po raz kolejny udowodniła publice, że jest niezastąpiona w roli Harley. Aktorka nie tylko powtórzyła genialną role, ale dodatkowo udowodniła, że dotychczasowy czas spożytkowała na bliższe poznanie odgrywanej roli, co przełożyło się na jakość. Harley dosłownie błyszczy na ekranie oddając komiksowego ducha postaci. W filmie nie brakuje licznych odniesień do komiksów (głównie solowej serii o Harley zapoczątkowanej w „New52”), jak i animowanego serialu emitowanego na platformie DC Universe.

Ku mojemu zaskoczeniu kreacja Margot nie przyćmiła pozostałej obsady, choć nie ukrywam, że poświęcono im zdecydowanie za mało czasu. Na szczególną uwagę zasługuje Ewan, który stworzył bardzo oryginalną kreację jednego z zagorzałych przeciwników Batmana. Kilkoma scenami ukazał nie tylko narcystycznego Black Mask, co prawdziwego psychopatę. Towarzyszył mu Zsasz. Tu niestety nie podeszła mi kreacja. Wolałem już odległą od pierwowzoru Hitmanową wersję z serialu „Gotham” niż filmowego przydupasa zafascynowanego swoim szefem.

Największe obawy miałem wobec tytułowych Ptaków Nocy i tu zdania mam podzielone. O ile uważam, że świetnie przedstawione zostały Montoy’a oraz Black Canary, o tyle Cassandra jest bardzo odległa od komiksowego pierwowzoru (gdzie ta małomówna zabójczyni?!), a Huntress poświęcono na tyle mało czasu, że była tam na doczepkę. Czasy ekranowe postaci były bardzo zróżnicowane, ale nie przeszkodziło to paniom w utworzeniu silnej i zgranej ekipy, gdzie możemy odczuć wzajemne zrozumienie się oraz potencjał na ciekawą drużynę. Chcę więcej!

Produkcja bardzo zaskoczyła mnie pod kątem wizualnym. Mamy tu masę pięknie kolorystycznie ujęć, świetnie wykorzystanych scen typu slow motion oraz idealne kadry oddające komiksowego ducha Gotham. Wszystko to świetnie wypada w scenach potyczek, co owocuje pełnymi dynamiką starciami. Wspomnicie moje słowa, kiedy zobaczycie solowe wyczyny Harley w więzieniu (scena częściowo ukazana w zwiastunie). Przy zachwycaniu się treścią nie można zapomnieć o genialnej ścieżce dźwiękowej, która zapada w pamięć pięknie wypełniając wszystkie sceny. Mało jest filmów o tematyce superhero, które podobałyby mi się pod kątem muzyki. „Ptaki Nocy” zaliczają się do ścisłej czołówki.

Największą uwagą do „Birds of Prey” jest mała zależność tytułu z treścią filmu. Tytuł sugeruje, że film zobrazuje losy tytułowej drużyny z doczepką Harley Quinn. Tymczasem ponad 3/4 filmu koncentruje się na losach Harley, która próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie po zerwaniu z Jokerem. Pozostałe kobiece postaci są wprowadzone do historii w przemyślany sposób, jednak poświęcono im za mało uwagi, aby móc je bliżej poznać lub zachwycać się nimi. Najlepszym tego dowodem jest Huntress, której sceny możemy wyliczyć na palcach jednej ręki. Kreacja Łowczyni opierała się na klasycznej komiksowej historii, ale przy takim czasie jaki otrzymała to ciężko mówić tu o niezapomnianej roli, którą pokochają fani z całego świata. Niestety więcej usłyszałem tu narzekań niż zachwytów. Uważam, że od samego początku film powinien nosić zupełnie inny, bardziej adekwatny tytuł jak „Harley Quinn & Birds of Prey”. Na całe szczęście nie jestem osamotniony w opinii. Poparcie tego toku myślenia znajdziemy nie tylko w innych recenzjach, ale i w postawie studia produkcyjnego, które kilka dni po oficjalnej premierze wysłało prośbę do sieci kin z całego świata o zaktualizowanie tytułu w repertuarach na „Harley Quinn: Birds of Prey”.

Zazwyczaj wypowiadając się o filmie pomijam fakt jego promocji, ale w tym przypadku nie ciężko ominąć temat. Dlaczego? WB popełniło masę błędów pod tym kątem, co odbiło się drastycznie na box officie. Prognozy zakładamy, że weekend otwarcia zaowocuje światowym zarobkiem przekraczającym próg $100mln. Tymczasem produkcja odnotowała w pierwszy weekend $33mln. Początkowo marketing opierał się wyłącznie na Harley Quinn, a im bliżej premiery, tym mniej materiałów promocyjnych. Spotkałem się z licznymi komentarzami czytelników, którzy twierdzili, że gdyby nie nasz Fanpage (tak, tak, samochwała) to nie wiedzieliby o premierze filmu. Niestety muszę się z tym zgodzić. Każdego dnia przemierzam wzdłuż i szerz Warszawę i z przykrością muszę stwierdzić, że nie rzuciły mi się w oczy żadne materiały promocyjne (plakaty lub zwiastuny na telebimach). Jedyne plakaty jakie zobaczyłem to te wiszące przy sali kinowej. Serio WB? Nawet osoba zielona w temacie doskonale wie, że tak nie robi się marketingu filmu o tej tematyce…

„Harley Quinn: Birds of Prey” (aktualna nazwa produkcji w repertuarach kin) jest zdecydowanie filmem wartym uwagi. Prosta fabuła z masą efektownej akcji i czarnego humoru. Na pierwszy plan wysuwa się genialna kreacja Harley w wykonaniu Margot, ale i pozostała obsada pozytywnie zaskakuje (z pewnymi wyjątkami). Film dostarcza mnóstwo rozrywki i trzymam kciuki, żebyśmy otrzymali kontynuację, która skupi się wyłącznie na drużynie wykreowanej w trakcie filmu (ewentualnie powiększony o np. Batgirl). Nie żałuję pójścia do kina, tym bardziej, że wróciłem pozytywnie zaskoczony. Jedyne zastrzeżenia mam w kierunku nieprzemyślanych decyzji WB skierowanych do tytułu, jak i kiepskiego marketingu. Niestety decyzje WB bardzo źle wpłynęły na box office. Obawiam się, że film nie zarobi kokosów, mimo iż jest to warta uwagi produkcja, o czym dodatkowo świadczą pozytywne recenzje i opinie widzów, których liczba z każdym dniem rośnie. W mojej ocenie jest to mocna 7-demka w skali 1-10.

Opinia Szymona

Wiele osób zastanawia się przy okazji premiery „Birds of Prey”, czy filmowe uniwersum DC „wstało z kolan”, czy może musi jeszcze jakoś nadgonić jakościowe standardy wyznaczone przez MCU. Żeby przekonać się samemu postawiłem sobie oczekiwania takie jak w przypadku kolejnych filmów Marvela. Innymi słowy po „Nowych przygodach Harley Quinn” spodziewałem się przyzwoitej historii i postaci, które w ciągu seansu zdążę poznać i polubić. I właściwie to właśnie dostajemy.

W dużym skrócie i bez spoilerów: Harley zrywa z Jokerem, by chwilę później narazić się Romanowi Sionisowi, gangsterowi planującemu przejęcie władzy nad półświatkiem Gotham City. Za sprawą serii szalonych wydarzeń losy Quinzell krzyżują się ze ścieżkami detektyw Renee Montoi, pracującej dla Sionisa Dinah Lance, żyjącej z kradzieży Cassandry Cain i tajemniczej Huntress.

To właściwie tyle i aż tyle, bo perypetie bohaterek śledzi się niesamowicie dobrze. Jest tu dużo akcji, ale też humoru. Wszystko okraszone jest naprawdę ładnymi i kolorowymi ujęciami. Co ważniejsze, wszystkie protagonistki wyciągają coś ze swoich przygód. Dobrze jest widzieć porządnie rozpisany ciąg przyczynowo skutkowy wpływający na rozwój postaci. Umówmy się, że wszyscy widzieliśmy już filmy, które miały problem z logiką w scenariuszu. Dlatego brawa dla reżyserki Cathy Yan i Christiny Hodson, autorki scenariusza.

Zdecydowanie na pierwszym planie jest tu bohaterka odgrywana przez Margot Robbie. Widać, że jako producentka, Robbie odrobiła pracę domową w sklepie komiksowym. Harley nabrała wiele głębi względem ostatniego występu w „Suicide Squad” za sprawą komiksów przeczytanych przez aktorkę. Harley ma prawdziwe emocje; dużo czasu poświęcono jej relacji z Jokerem i toksycznemu charakterowi związku. Widać też, że część jej osobowości ukształtowały studia. Co i rusz (anty)bohaterka rzuca uwagami godnymi doktor psychiatrii. Jest też bardzo „kreskówkowa”. Quinn burzy czwartą ścianę, potem wykonuje jakiś szalony wyczyn kaskaderski, a całość wieńczy slapstickowy żart. Efekt finalny to dająca się lubić, kompetentnie napisana postać. Po obejrzeniu „Suicide Squadu” miałem gdzieś Harley. Teraz muszę przyznać, że psycholog po przejściach jest obecnie jedną z moich ulubionych postaci filmowego DC. Podobnie jest z pozostałymi bohaterkami, choć mam tu jedno zastrzeżenie. Ale o tym za chwilę.

Teraz chcę skupić się na istotnym elemencie filmu, czyli na przeciwnikach. Ewan McGregor odgrywa ciekawie skonstruowanego Sionisa/Black Maska. To narcyz z manią wielkości, a jednocześnie paranoik podejmujący działania wskazujące na mizoginię. Partneruje mu Victor Zsasz, jego prawa ręka. Postać Chrisa Messiny to po części smaczek dla fanów Batmana, a do tego ciekawie kreowany powiernik i przyjaciel Black Maska. Jednakże McGregor, ani Messina nie skradli filmu swoimi kreacjami, ale to nadal mocny element filmu. Przerysowanie obu przestępców idealnie pasuje do pstrokatej oprawy i kreskówkowego tonu całości.

 Mój jedyny problem z „Ptakami Nocy” to czas ekranowy poświęcony Huntress. Bohaterka zagrana przez Mary Elizabeth Winstead to kopalnia niewykorzystanego potencjału. Helena Bartinelli w filmie to idealna parodia Batmana. Tak jak Mrocznego Rycerza, napędza ją zemsta, ale jej starania, by uchodzić za mroczną morderczynię są ukazane w komiczny sposób. Żal, że jest jej tak mało. Koniec końców, „Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)” to bardzo dobry film. Pokazuje nam bohaterkę wychodzącą z cienia byłego partnera i w kompetentnej i ciekawej historii o policjantach, złodziejach i zabójcach. Poza, moim zdaniem, zbyt krótkim występem Huntress film właściwie nie ma rażących wad. Twórcom udało się zrobić produkcję nieodstającą w niczym od tego, co serwuje nam MCU nie kopiując MCU.

Dziękujemy Multikino Polska za umożliwienie obejrzenia produkcji w ich sieci kin.