Ćma. Pierwszy kontakt
Polscy superbohaterowie mają sie dobrze za sprawą Ćmy, który odważnie łamie klasycze schematy. Dlaczego?
„Ćma. Pierwszy kontakt” różni się od poprzednich odsłon nie tylko formułą, ale i klimatem. Tomasz Grodecki zdecydował się na opowiedzenie jednej, dłuższej historii, w której tytułowy bohater pierwszy raz staje w obliczu pozaziemskich form życia. Jestem zadowolony z tego kierunku, ponieważ pozwala on na ukazanie bohatera w „nowych” klimatach, głębsze rozwinięcie wątków i świetnie oddaje nastrojność znana z „Z Archiwum X”. Komiks trzyma w napięciu, wprowadza atmosferę niepokoju, a popkulturowe easter eggi dodają smaku.
Ilustracje Grzegorza Kaczmarczyka robią wyjątkowe wrażenie. Jego prace, pełne detali na każdym planie, doskonale oddają naturalne proporcje i anatomie postaci. Dodatkowo, czerń, w której są skąpane, potęguje mroczny klimat narracji.
„Ćma” wyróżnia się także jakością wydania. Grubszy, kredowy papier nie tylko ułatwia przeglądanie, ale i wyraźnie prezentuje nasycenie kolorów. Dodatki popkulturowe, faktograficzne i te pogłębiające atmosferę epoki wzbogacają świat przedstawiony, co jest prostym, lecz efektywnym sposobem na rozbudowanie uniwersum Ćmy.
Mimo tych wszystkich zalet, „Ćma. Pierwszy kontakt” nie stanie się moim ulubionym tomem serii. Opowieść, zbudowana na tajemnicach i niedopowiedzeniach, rodzi więcej pytań niż dostarcza odpowiedzi, co może frustrować. Mimo że taka forma może zachęcać do głębszej analizy i refleksji nad znaczeniem poszczególnych scen, dla mnie, jako osoby, która preferuje bardziej przejrzyste i oczywiste narracje, pozostawiła uczucie niedosytu i zbyt wielu niewyjaśnionych zagadek. Ambicja twórców do budowania złożonej i nietypowej historii jest widoczna, ale nie do końca trafia w moje czytelnicze preferencje.
Dziękuję Ćma za przekazanie komiksu! Autor nie miał wpływu na moją opinię i post.