One Bad Day: Two Face
Kolejna odsłona cyklu inspirowanego „jednym złym dniem” z kultowego komiksu „Zabójczy Żart”. Przyszła pora na Two Face’a w interpretacji Mariko Tamaki. Uzdolnionej artystki, od której przeczytałem już trzeci komiks („Supergirl. Jak być super” i „Harley Quinn. Piękna Katastrofa”). Po trzeciej styczności z jej twórczością stwierdzam powtarzający się element, który opisałbym następująco: w ogólnym ujęciu jej komiksy są dla mnie bardzo fajne, tylko pojawia się zawsze pewne „ale”.
Komiks Tamaki sprawdza się jako historia o rywalizacji Denta z Batmanem. Historia w klimacie noir z elementami detektywistycznymi, w którym elementy akcji są ograniczone, aby nie zdominowały całości. A jak już się pojawiają to są złożone na dobre kino akcji. Całość dostosowana do aktualnego runu z regularnej serii, dzięki czemu mamy przyziemniejszego Batmana zamiast wybajerowanego, wygadżetowanego. Nawet pojawiają się dwie Batgirl (Cassandra i Stephanie) czy burmistrz Nakano. Historia tworzy zamkniętą całość i właściwie przedstawia złożoną dwuosobowość Denta. Harvey ma fajne dialogi z Nietoperzem, a ich rywalizacja jest zaskakująca na wielu płaszczyznach. Zaletą historii jest jej przyziemność i nieprzewidywalność. Pewne elementy udało mi się co prawda obstawić, ale historia była prowadzona tak, aby czytelnik łatwo pogubił się w swoich teoriach.
Gdzie te „ale”? W intencji cyklu. Mariko podeszła do tematu inaczej niż King ze swoim Riddlerem. Tu Mariko chciała powtórzyć to, co Joker chciał osiągnąć w „Zabójczy Żart”. Niestety nie udało się. Powód? Zabrakło przedstawia osobowości ofiary, coś więcej z jej życia, abyśmy mogli lepiej się z nią utożsamić, zrozumieć i odczuć wpływ. Działania oprawcy było na mniejszą skalę niż u Jokera, ale w swojej formie przekonujące, jeśli weźmiemy pod uwagę reakcję otoczenia we wcześniejszych sekwencjach. Niestety, bez rozbudowania profili psychologicznych działanie nie odbiło się echem, a bezpośrednie wyłożenie kawy na stół na koniec komiksu było lekkim potraktowaniem czytelnika jak idiotę, który sam nie domyśliłby się. Problem może leżeć w ilości stron. Odgórnie narzucone 64 strony ograniczają twórczość scenarzystów. King poradził sobie, ponieważ do tematu podszedł do innej strony i miał sposobność na włożenie licznych retrospekcji Nygmy. Mariko chciała inaczej podejść do tematu i z dodatkowymi 10-15 stronami osiągnęłaby satysfakcjonujący efekt. Znalazłaby się wtedy przestrzeń na potrzebne retrospekcje.
Obrony na mój zarzut można szukać w „Zabójczy żart”. Powiecie „okej mordo, tylko w Zabójczym żarcie nie było takich retrospekcji z Gordonem, to po co tu miałyby być? Puknij się w głowę”. Chętnie się puknę, ale przypomnijcie sobie, że w „Zabójczy żart” ofiara była dobrze znana czytelnikom, co nie wymagało przypominania kim on jest, a w omawianej pozycji było to wskazane z racji nowości/popularności ofiary.
Podsumowując: Komiks sprawdza się w formule epizodycznej rywalizacji Two Face’a z Batmanem. Jest to też pozycja, którą poleciłbym jako dobra historia do przeczytania o Two Face’sie. Fajnie ugryziony problem złożonej osobowości, a raczej jej zaburzenia. Jeśli jednak chodzi o realizację w myśl cyklu to obawiam się, że mamy kandydata do najsłabszej pozycji. Niestety zabrakło czegoś, aby bezproblemowo odczuć ideę „jednego złego dnia” zmieniającą ludzi.


