Batman #146
Całkiem fajny zrobił się „Batman” Zdarsky’ego. Serio!
Wrażenia z komiksu
Choć byłem krytyczny wobec wcześniejszych rozdziałów, muszę przyznać, że run Zdarsky’ego obrał dobre tory od momentu, gdy Failsafe/Zur zastąpił Batmana. Zdarsky umiejętnie splata różne wątki w spójną i dynamiczną opowieść, ograniczając niepotrzebnie przerysowane akcje, nielogiczne rozwiązania czy szalone koncepcje. Historia staje się bardziej przyziemna (na ile to możliwe) i intrygująca dzięki tajemniczości wokół tożsamości Failsafe’a – Zdarsky’emu udało się zbudować napięcie wykorzystując postacie z otoczenia Nietoperza, zadając niegłupie pytania bez odpowiedzi np. Jakie są prawdziwe intencje Damiana? Jakie stanowisko obejmie Liga?
Tajemniczość sprawdza się także w kontekście głównego antagonisty. W #146 Zdarsky rzuca światło na motywacje Jokera i Captio, co dodaje historii nutki niepewności z naciskiem na mentora Bruce’a. Niestety, przez te zmiany cierpi niezależność niektórych postaci np. Pingwin, który nie jest tak sprytny i wyprzedzający resztę o kilka kroków – taki obraz stworzył Zdarsky na początku runu, a od niedawna kontynuował to Tom King w „The Penguin”…
Streszczenie komiksu
Komiks rozpoczyna się retrospekcją ukazującą współpracę Jokera i Captio w przeszłości. Ich działania doprowadziły do znacznego osłabienia pozycji Batmana i podważenia jego pewności siebie. Przyczynili się oni do sfingowanej śmierci Pingwina, aktywacji systemu Failsafe oraz obudzenia Zura. Nie przewidzieli jednak, że Zur przeciwstawi się im, co doprowadziło ich do aresztu. W teraźniejszości Bruce Wayne odzyskuje część wspomnień, co pozwala mu znaleźć słabość robotów stworzonych przez Failsafe’a i je zniszczyć. Wykorzystuje też bunty więźniów w Blackgate, aby uciec z więzienia. Tymczasem Failsafe nadal prowadzi swoją misję, łapiąc kolejnych złoczyńców, w tym Killer Croc i Harley Quinn. Dochodzi do konfrontacji Failsafe’a z Supermanem, podczas której Failsafe ostrzega Supermana, by nie wtrącał się w jego działania w imię sprawiedliwości.


