Batman – Ziemia Jeden t.2
Odświeżanie wizerunków superbohaterów obecnie jest normą. Co kilka- kilkanaście lat następuje reset, bądź start alternatywnego uniwersum, w którym historie największych gwiazd zostają uwspółcześnione i odświeżone. Tak było z New 52!, ale zanim ono nastąpiło istniała seria „Ziemia Jeden”. Z założenia mająca przedstawić początki herosów DC w bardziej nowoczesnym stylu. Przykład serii „Ultimate” z konkurencyjnego Marvela pokazuje, że nowy nie zawsze znaczy lepszy. Pamiętam, że po kilku zeszytach historii klasycznych postaci Domu Pomysłów byłem nie tylko zniesmaczony,a ale i zrażony do wszelkich tego typu przedsięwzięć. Z niepokojem więc podszedłem do serii „Earth One”. Moje niepokoje na szczęście okazały się niepotrzebne.
Pierwszy tom był wydany przez Egmont w kwietniu ubiegłego roku. Na początku więc kilka zdań przypomnienia. Zarówno w „Roku Pierwszym”, jak i w „Roku Zerowym” Bruce Wayne był młodym, ale w miarę bitnym i niezwykle bystrym człowiekiem, dla którego peleryna Batmana była wprost przeznaczona. Tutaj nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że Wayne powinien poczekać kilka lat i w tym czasie solidnie wziąć się za dziedziny, w których nietoperze są najlepsze. Ale dzięki tej aurze żółtodzioba ziemio- jedynkowemu Batmanowi bliżej do herosów z grupy street- level. Bo o ile klasycznego Batmana można bez trudu sobie wyobrazić u boku Kal- ela czy Diany, tak tutejszy byłby dla nich dodatkiem, swego rodzaju nietoperzową maskotką. Ale Wayne nie jest z góry przegrany. Alfred, który w tej wersji ma stanowczo więcej ze swojej wojskowej przeszłości, pełni funkcję anioła- stróża jeszcze intensywniej. A niekiedy nawet ochroniarza.
Po śmierci burmistrza Cobblepota legenda Batmana rośnie. Nie jest mile traktowany przez władze, ale one same, mimo śmierci wyżej wymienionego, nie są krystalicznie uczciwe. Na straży cywilnego porządku stoi jednak rodzeństwo Dentów. Harvey oczywiście jako prokurator, zaś jego siostra, Jessica, jako nowa burmistrz Gotham. Lecz przestępcza hydra wciąż prządzi Gotham, mimo śmierci jej głównego łba. Na dodatek między panią Dent, a Bruce’ m tli się dawne uczucie. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy pojawia się Riddler. Obok uwielbiającego zagadki trickstera pojawia się tez inny klasyczny antagonista Batmana. Ukazany w dość zaskakujący sposób.
Parę słów o postaciach bez masek. Jim Gordon i Harvey Bullock to mocna strona tego komiksu. Gordon co prawda nie jest tak heroiczny jak zawsze, zaś Bullock to już zupełnie inna postać, ale taki lifting przydał się tym, nieco przykurzonym już, postaciom. Aby w pełni cieszyć się ich obecnością konieczna jest lektura pierwszego tomu.
Główną wadą komiksu jest jej naczelna zaleta. Świeży pomysł Johnsa w zderzeniu z wszelakimi wersjami Batmana wydaje się być po prostu przeciętny. Bo czymże jest jest waleczny, acz niedoświadczony Batman wobec Batmana w świetle lamp gazowych czy w wersji Nemezis ? Nie ujmuje to absolutnie na jakości opowieści i pomysłu Geoffa Johnsa, lecz nieco je zagłusza i odejmuje blasku Gary Frank znakomicie zilustrował i oddał klimat Gotham. Miasta będącego nadal siedliszczem przestępców, korupcji i szeroko pojętego półświatka, ale nieco innego niż w standardowej wersji. Czas psychopatów ma dopiero nadejść, ale przestępcom daleko do gangstersko eleganckiego Falcone’ a czy buntowniczego i zapalczywego Maroniego w ich pierwotnych obliczach.
„Batman: Ziemia Jeden, tom drugi” to lektura bardzo dobra. Zarówno ten, jak i poprzedni tom zasługują na wydanie Deluxe . Lecz po kilku latach, po resecie New 52!, naleciałości alternatywnych opowieści z Mrocznym Rycerzem opowieść nie ma już takiej siły jak na początku. Solidna podbudowa sensacyjno-kryminalna i niezłe rysunki Gary’ ego Franka sprawiają jednak, że chce się poznać inne historie spod szyldu „Earth One”. W tym przypadku odnowienie było nad wyraz udane.