WKKDC #29 – JLA- Amerykańska Liga Sprawiedliwości: Gwóźdź

Niewyobrażalnie wręcz stałym elementem pejzażu świata DC jest Superman. Ani bodaj najbardziej uwielbiany przez fanów Batman, ani święcącą triumfy w kinach Wonder Woman nie mają znaczą tyle co on- i to dla ogółu popkultury. Co by było jednak, gdyby Supermana nie było? Gdyby JLA sformowała się bez harcerzyka z loczkiem i literą 'S’ na piersi? Odpowiedzi na to pytanie udziela Alan Davis w powyższej historii.

Skąd tytuł komiksu? Każdy wie, że pojazd kosmiczny z małym Kal- elem odkryli Kentowie na polu w Kansas. Otóż tutaj nie odkryli- Superman nie wychował się na farmie, nie zaczynał swej działalności w Smallville, a redaktor Clark Kent nigdy nie istniał. Wszystkiemu na drodze stanął niepozorny gwóźdź- uniemożliwiający parze wyruszyć w trasę, na której trafili na kosmiczne zawiniątko. Świat jednak nadal był pełen herosów- będących co prawda nieco innymi personami- ale niebo roiło się od peleryn. Kłopot w tym, że bez Supermana w Metropolis idolem stał się Lex Luthor. A człowiek ten nie zwiastuje sielskości dla superludzi.

W dziele Alana Davisa można wyczuć klimat kultowego dzieła innego Alana. Rządzący również kręcą nosem na zamaskowanych stróżów prawa, lwia część mediów upatruje w nich zagrożenia, co w efekcie tworzy atmosferę podobną do działań senatora McCarthy’ ego względem rzekomych komunistycznych szpiegów swego czasu w USA. I o ile JLA cieszy się względnym szacunkiem, o tyle reszta superbohaterskiej braci ma się nieco gorzej- przykład Doom Patrol jest znakomitym przykładem.

Alan Davis to utalentowana bestia. Nie dość, że napisał scenariusz, to jeszcze zilustrował ten komiks. Fabularnie pozwolił sobie na wiele- sama rola nudnawego i nijakiego dla mnie Jimmy’ego Olsena robi wrażenie i zaskakuje, że nie wspomnę o bodaj jednym z najbardziej szokujących starć Batmana z Jokerem, w której ten drugi dokonuje niewiarygodnych plugastw, za które przychodzi mu zapłacić, żywocie i dalszych losach nieco mniej krewkiego Green Arrowa i całej atmosferze wykluczenia najwspanialszych herosów DC. Davis nie bawił się w zmiękczanie- jako, że Gwóźdź należy do Elseworlds , mógł pozwolić sobie na wiele i tak też uczynił. Samo zakończenie komiksu jest niesamowite- łączy w sobie bowiem niebanalne podejście do postaci Olsena i dziedzictwa Supermana, będąc jednocześnie ogromnym ukłonem dla kanonu.

Rysunki Davisa są stworzone dla komiksów z superbohaterami. Autor czyni coś cudownego, dzięki czemu herosi nosząc swe oldschoolowe rajtuzy nie prezentują się żałośnie i nazbyt nostalgicznie. Takie coś potrafi dokonać Alex Ross- lecz Davis pokazuje, że klasyczni herosi mogą wyglądać dobrze nie tylko przedstawieni w dumnych pozach. Ma on również wiele dobrych pomysłów, oscylujących na granicy innowacji i dobrze nam znanej klasyki.

Gwóźdź  wydane w ramach Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics jest mieści się w pierwszej trójce komiksów, które dotąd ukazały się w ramach WKKDC. Post- Strażnikowy klimat, herosi potrafiący wyjść ze znanych schematów i genialny w swej prostocie pomysł. Kawałek żelaza zmienia świat nie do poznania, a wiersz Herberta umieszczony zaraz na starcie komiksu jest chyba najlepszym oddaniem całej genialności historii Davisa. Czekam z niecierpliwością na historię Another Nail, będącą jej kontynuacją- która prawdopodobnie ukaże się w WKKDC w przyszłości.