WKKDC #39 i #40 – Superman: Dziedzictwo tom 1 i 2

Genezy superbohaterów są przerabiane, odnawiane i wspominane nader często. Szczególnie tyczy się to postaci formatu Supermana. Niedawno w ramach WKKDC otrzymaliśmy genezę Geoffa Johnsa i Gary’ego Franka, że nie wspomnę o przewijających się oldschoolowych dodatkach, gdzie rozliczni autorzy ukazywali najwcześniejsze losy Kal- ela. Teraz czas na Marka Waida, znanego z Przyjdź Królestwo i Leinila Francisa Yu, którego prace mogliśmy podziwiać w Tajnej Inwazji czy Nieskończoności Marvela. I jak zawsze przy okazji kolejnej wizji początków herosa, rodzi się we mnie pytanie- czy całe to zamieszane jest potrzebne?

Już sam początek daje czytelnikowi jasno do zrozumienia, że Waid zamierza nieco szerzej ukazać pierwsze kroki Supermana. Dziedzictwo Kryptona w życiorysie Kal- ela zawsze było drugorzędne. Ot Forteca Samotności, trochę hologramów z dostojnym Jor- elem i fakt, iż zielona skała z niego czyni z Supermana lebiegę. Tutaj autor pokazuje Krypton z czasów jego świetności, a samych jego mieszkańców jako walecznych i progresywnych, nie ograniczając się tylko do rzewnych wspominek mówiących skąpo, że było oni wielcy i światli- bez podawania jakichkolwiek szczegółów.

Sporo czasu antenowego oprócz historii Kryptona zostaje poświęcone Lexowi Luthorowi, który już od młodzieńczych lat związany był Clarkiem. Jego zdziwaczały ojciec, ambicje przerastające możliwości i rodzący się powoli podły charakter są rozwinięte. Nie ma tu miejsca na żadne deus ex machina- Lex w końcu jest złoczyńcą, który ma jasna i realne motywacje do bycia naczelnym przeciwnikiem kosmity w czerwonej pelerynie. Jest też dość niejednoznaczny i ciężko jest go obiektywnie osądzić. Podobnie zresztą jak w Luthorze Briana Azzarello.

A co z Supermanem? Człowiek ze Stali jest tu, no właśnie, człowiekiem. I to jeszcze bardziej niż zwykle. Mimo, iż jego kryptońskie pochodzenie jest w pewnym momencie dla niego ważniejsze niż zwykle, to więcej w nim empatii, heroizmu i wszystkiego tego, co niezbędne herosowi, niż w standardowych historiach z jego udziałem.

Kreska Leinila Francisa Yu jest rozpoznawalna- otoczenia, twarze i ich grymasy czy sylwetki rysuje tak tylko on. W wyżej wymienionych tytułach Domu Pomysłów plansze Yu były bardzo dobre, tu zawierają jednak coś więcej niż obrazki bitew superbohaterów. Superman to ikona, amerykański symbol równy konkurencyjnemu koledze z tarczą, Coca- Coli czy Myszce Miki. Ale nie tylko element jankeski jest istotny. Kal- el stał się archetypem herosa, wraz ze swoją peleryną, symbolem i loczkiem. I to właśnie podkreśla rysownik. Brawa dla niego za Kryptonijczyków, którym daleko do egzaltowanych figur z przeszłości, a bliżej do tragicznie zmarłych przodków, z których należy być dumnym. Dużą rolę odegrały też kolory Dave’a McCaiga, nie bojącego się kontrastów i tym samym wyróżnienia przede wszystkim głównego bohatera spośród innych elementów kadrów.

Superman: Dziedzictwo to tytuł, który został przeze mnie niemal pominięty. Kolejna geneza Człowieka ze Stali? Kolejne zniszczenie Kryptona, lądowanie w Kansas i cała reszta? Na szczęście zaryzykował zakup pierwszego tomu i nie pożałowałem. Mark Waid i Leinil Francis Yu na nowo i znacznie obszerniej przedstawili początku Supermana. Warto więc nie zapominać o periodycznych kolekcjach komiksów, które nieco przysłonił cień wydań Egmontu.