Doom Patrol Vol.1 – Brick by Brick

Superbohater to synonim jednostki idealnej. No może prawie idealnej. Na pewno jest to ktoś, kto wybija się ponad przeciętność i może pochwalić się niebywałymi osiągnięciami. Tacy członkowie Ligi Sprawiedliwości mimo swoich wad ostatecznie prezentują się pozytywnie, choć to lekkie umniejszenie dla tych chodzących wzorów do naśladowania. Wśród wszystkich zespołów superbohaterskich DC Comics na tym tle nieco wyróżnia się Doom Patrol. Zespół złożony z groteskowych dziwaków, odrobinę nawet wyrzutków społecznych. W oczekiwaniu na pierwszy tom przygód tego teamu runu Granta Morrisona od Egmontu przyjrzyjmy się bliżej innej, równie wybitnej pozycji spod tego szyldu.

Główną bohaterką tego komiksu niejaka Casey Brinke. Dziewczyna na co dzień trudniąca się fachem kierowcy ambulansu. Który skądinąd doskonale pasuje do jej żywiołowego, choć nieco zakręconego charakteru. Jak w życiorysie każdego herosa w końcu pojawia się punkt przełomu, który burzy jej dotychczasową egzystencję cywila. Wszystko za sprawą tajemniczego wezwania, za które odpowiada Robot Man.

Autorem komiksu jest Gerard Way, dla wielu lepiej znany z zespołu My Chemical Romance. Cały imprint DC’s Young Animal to właściwie efekt jego współpracy w wydawnictwem. Bardzo owocny zresztą. W Doom Patrol Vol.1: Brick by Brick Way serwuje nam solidną porcję przygody, dalekiej jednak od superbohaterskiej normy. Doom Patrol to zespół skrajnie inny niż JLA czy JSA, a dziwaczność to jej fundament. Gerard Way świetnie to oddaje, prowadząc dynamiczną, lecz chaotyczną i pełną absurdalnego humoru narrację.

W rysunkach Nicka Deringtona czai się duch Steve’a Ditko. Zwariowana wizja Dannylandu, pełna surrealizmu, przerysowanego klimatu SF i wymykających się prawom racjonalności postaci. Dzięki kolorom nałożonym przez Tamrę Bonvinllan wszystkie te cechy jeszcze silniej są wyeksponowane. Artyści bawią się też konwencją oldschool’owego komiksu, co świetnie powiązane zostało z postacią panny Brinke. Epizodycznie występuje Niles Coulder, który pełni rolę świetnego przerywnika.

W ostatnich latach powstało kilka serii wyróżniających się oryginalnością, mimo iż stanowiły one część standardowego superbohaterskiego świata. Odważę się nawet na kulturoznawcze stwierdzenie, że Doom Patrol Way’a czy przebój ostatnich miesięcy Mister Miracle Toma Kinga w swoim nieszablonowym ukazywaniu postaci ze środowiska superherosów, tworzą zupełnie nową gałąź w swym gatunku. Co prawda niepoprawny humor pojawia się też w Harley Quinn czy Deadpoolu, ale to coś zupełnie innego. Doom Patrol stawia bardziej na treść, zabawę różnorakimi motywami. Wymienione wyżej tytuły z kolei to opowieści o popularnych, nietuzinkowych herosach, bez większego przesłania.

Pod szyldem DC’s Young Animal obecnie nie jest wydawane nic nowego. Co nie oznacza definitywnego końca tego imprintu. Doom Patrol w tym wydaniu jest wprowadzeniem zespołu Nilesa Couldera w nową epokę w o wiele lepszym stylu, niż miało to miejsce w przypadku klasycznych herosów w Odrodzeniu. Pojawiają się starzy gracze, ale nie brak nowych. Klimat odmienności panuje nadal, lecz jest on nieco inny, znacznie aktualniejszy. Komiks ten nie tylko sprawia frajdę, będąc przednią rozrywką, ale ma swoją wartość. Znacznie większą niż kolejne niekończące się przygody ludzi w rajtuzach.

Dziękujemy Multiversum za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Multiversum.