Superman Tom 1: Saga Jedności – Ziemia Widmo

Tak jak wspomniałem już kiedyś przy okazji recenzji komiksu Action Comics Tom 1: Niewidzialna Mafia, rok 2018 przyniósł dla Supermana ogromne zmiany, gdyż obie z serii w których to Człowiek ze Stali był głównym bohaterem zostały przejęte przez Briana Michaela Bendisa (kojarzonego do tej pory z wydawnictwem Marvel Comics i postaciami takimi jak X-Men, Spider-Man, Daredevil czy Avengers). Jak wielką zmianą dla współczesnych dziejów Supermana była ta zmiana opisałem w wyżej wymienionej już recenzji, do której odsyłam, bo nie chcę tutaj cytować sam siebie.

Dość powiedzieć, że Bendis (którego styl pisania bardzo podzielił fanów Ostatniego Syna Kryptona) mając kontrolę nad tak na prawdę całym losem Supermana podzielił je w swoich seriach bardzo wyraźną granicą: „Superman” opowiada o wielkiej skali kosmicznych problemach nie tylko Metropolis, ale całej Ziemi, natomiast „Action Comics” to seria bardziej skupiona na tej ludzkiej stronie Clarka, w której rozwiązuje on kolejne problemy często posługując się dziennikarskimi kontaktami. O ile „Niewidzialna Mafia” stawia nas przed problemem nowego gracz w półświatku Metropolis, tak „Saga Jedności: Ziemia Widmo” zabiera nas w iście epicką wyprawę. I jaka to będzie wyprawa!

Superman ciężko znosi rozstanie z rodziną. Lois oraz Jon polecieli w wyprawę po galaktyce razem z Jor-Elem, który w ten sposób chce pomóc Jonowi dorosnąć w bardziej kryptoniańskiej tradycji. Oczywiście zaopatrzyli się wcześniej w komunikatory, jednak ten należący do Clarka został zniszczony podczas starcia z Rogolem Zaarem. Na domiar złego, potężny złoczyńca który twierdzi, że to on zniszczył Krypton, w czasie tej samej walki zrujnował Fortecę Samotności oraz znajdujące się w niej miasto Kandor (zminiaturyzowane dawno temu przez Brainiaca). Ten akt barbarzyństwa sprawił, iż odrodzenie kryptoniańczyków stało się niemożliwe.

Kent nie ma jednak chwili wytchnienia, gdyż w jakimś cudem Ziemia została przeniesiona do Strefy Widmo, miejsca w które kryptoniańczycy zsyłali swoich najgroźniejszych przestępców. Śledztwo szybko wskazuje, iż stało się to przez awarię, która zaszła podczas przeprowadzania badań w S.T.A.R. Labs. W wyniku toksycznej atmosfery oraz braku słońca wiele osób (w tym gronie znajdują się też bohaterowie Ziemi) stają się niezdolni do przeciwdziałania kryzysowi, a sami znajdują się w śmiertelnym niebezpieczństwie. Na domiar złego w Strefie Widmo znajduje się też Rogol Zaar, który kiedy tylko dowiedział się, że będzie miał okazję dokończyć dzieła zniszczenia, przekonał „współosadzonych” do oddania się pod jego przywództwo i by pozbyć się Supermana raz na zawsze. Człowiekowi ze Stali przyjdzie na pomoc pewien nieoczekiwany sojusznik… Jak jednak przetransportować Ziemię z powrotem na jej miejsce jeżeli jedyny projektor Strefy Widmo jest wielkości średniej skrzynki?

„Saga Jedności – Ziemia Widmo” nie udaje, że chce być bardzo ambitną historią, ale jestem daleki od nazwania jej „prostacką”. Struktura opowieści jest prosta, od początku wiemy jaki jest problem (ale nie jak go rozwiązać!), komiks swoją obecnością uświetniają gościnne występy innych członków Ligi Sprawiedliwości (ale przytoczenie tego, który odcisnął największe piętno na kryzysie będzie zbyt dużym spoilerem), a czytelnicy odkrywają kolejne elementy układanki pod tytułem „O co chodzi z tym Rogolem?” Sam Superman walczy jak najbardziej o uratowanie Ziemi, jednak pamiętając, że Zaar poprzysiągł wykończenie kryptoniańskiej rasy, mamy wrażenie, że Clark walczy o taki zwykły święty spokój dla siebie i dla syna, który, ma nadzieję, wróci niedługo do domu. Obecne na przestrzeni całego albumu wspomnienia Clarka z momentów spędzanych razem z rodziną tylko potwierdzają, że Clark jest najszczęśliwszy wtedy, kiedy może na chwilę odwiesić pelerynę na wieszaku.

Za stronę wizualną albumu odpowiadają Ivan Reis i Joe Prado, z późniejszym wsparciem Oclaira Alberta. Duet sam w sobie stanowi już znak jakości, a w kresce Reisa zakochałem się za czasów pierwszych zeszytów „Aquamana” z czasów inicjatywy The New 52. Styl Reisa nie jest stylizowany, a rysownik w swoich ilustracjach zawiera całą masę szczegółów i drobiazgów. Nie jest to styl Alexa Rossa, ale też jest bardzo miły dla oka.

Superman Bendisa różni się od Supermana Tomasiego, ale oba wizerunki są ze sobą spójne. Różnicą pomiędzy tą serią, a jej poprzedniczką stanowi rozłożenie środka ciężkości pomiędzy głównymi bohaterami. Tam mieliśmy ojca który razem z synem przeżywa przygody, tutaj jest ojciec który za tym synem tęskni. Nie mamy więc wrażenia (które niestety czasami zdarza się przy zmianie zespołu kreatywnego), że wraz ze zmianą numeracji zaczynamy czytać o zupełnie innej postaci. Co więcej, „Saga Jedności – Ziemia Widmo” nie zamyka opowieści, jest jedynie jej pierwszą częścią, a postać, która pojawiła się pod koniec tego albumu odegra kluczową rolę w części następnej. Czytałem kontynuację tego wydawnictwa w oryginale i zdecydowanie jest na co czekać.

A co z wyżej omawianym albumem? Zdecydowanie warto się z nim zapoznać, ale dla pełni obrazu nowego statusu quo Supermana wypadałoby też przeczytać komiks „Człowiek ze Stali” który ukazał się jesienią, w którym zadebiutował Rogol Zaar, a który w epoce Bendisa wyrósł na jedno z największych zagrożeń dla Kal-Ela.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.