Komiksy ze Starego Pudła #9: Sword of the Atom #1-4

Mam wrażenie, że „Sword of the Atom” to komiks, o którym ludzie słyszeli, ale mało kto go faktycznie czytał. Pamiętam odcinek w „Batmanie: Odważnych i Bezwzględnych” i niedokończonej serii shortów na YouTube. Ale co z samym komiksem? Jest co czytać?

            Nie mogę powiedzieć, że nie podobał mi się ten komiks. Historia to solidne i trzymające w napięciu połączenie science fiction z fantasy. Jan Strnad, autor scenariusza pokusił się nawet o wprowadzenie zamieszania w status quo Atoma, ale o tym za chwilę. Ciekawi mnie udział w projekcie Gila Kane’a. Był on dobrym wyborem do ilustrowania serii nie tylko dlatego, że jest on współtwórcą postaci Ray’a Palmera. Ten pan dosłownie zjadł zęby na komiksach z Conanem dla Marvela i robi on świetny użytek z umiejętności.

            Ciekawe jest jak fabuła chwyta się różnych motywów. Zaczynamy od kryzysu małżeńskiego. Ray Palmer odkrywa, że jego żona, Jean zdradza go ze swoim współpracownikiem. Postanowił on wyjechać na ekspedycję do Ameryki Południowej, żeby zastanowić się nad życiem i przyszłością swojego małżeństwa. W wyniku tragicznego zbiegu okoliczności Ray został uwięziony pod postacią sześciocalowego Atoma po środku amazońskiej dżungli. Następnie wikła się on konflikt trawiący społeczność miniaturowych kosmicznych barbarzyńców. Od tego momentu Atom niczym howardowski Conan musi zabijać potwory, walczyć o życie swoje i towarzyszy, oraz angażować się w politykę tajemniczego ludu.

            I muszę powiedzieć, że bardzo mi się to podoba. Rysunki robią świetne wrażenie, są naprawdę dopracowane, a fabuła to właściwie materiał na film. Szkoda tylko, że nie można nic powiedzieć o tym jak oś fabularna i grafika korespondują ze sobą. Po prostu rysunki przedstawiają historię bez żadnych wodotrysków. Nie ma tu eksperymentów z kadrowaniem i samym stylem. Nie jest to jakaś tragedia, po prostu komiks jest 6,5/10.

            To, co dobrze jest wypunktować to długofalowy wpływ tego komiksu na uniwersum DC. Może to tylko niepozorne machanie mieczem szczurom przed nosami, ale jak wspomniałem wcześniej: katalizatorem akcji jest kryzys małżeński Ray’a i Jean prowadzący do rozwodu. Osoby z dobrą pamięcią wiedzą zapewne, że jest to ważny wątek „Kryzysu tożsamości”. Ale im mniej o „Kryzysie tożsamości”, tym lepiej.

            „Sword of the Atom” to dobrze wykonany komiks. Nie jest zły, choć mogło być lepiej. Podoba mi się filmowość tej historii. To wymarzony materiał na jakiś autorski projekt w ramach filmowego DC. Są potwory, jest przygoda, jest dramat rodzinny. Dobrze jest to sprawdzić w wolnej chwili.