Komiksy ze Starego Pudła #10: Action Comics #579

Zdaję sobie sprawę z tego, że ten cykl robi się trochę monotematyczny. Znów rozmawiamy o Supermanie! Superman znów podróżuje w czasie! Nie ukrywam, że bardzo lubię tego bohatera, ale w normalnych okolicznościach odpuściłbym i opowiedział o jakiejś innej postaci. W normalnych okolicznościach! Dzisiaj, bowiem porozmawiamy też o Asteriksie!

            Mały Gall stworzony przez Goscinny’ego i Uderzo to prawdopodobnie mój ulubiony cykl komiksowy; uwielbiam tą bawiącą na wielu poziomach komedię z domieszką fantasy. Przeczytałem każdy tomik, niektóre po kilka razy; zawsze chętnie siadam przed telewizorem do animacji czy filmu o barbarzyńskich wąsaczach. Asteriks, Obeliks, Panoramiks i inni to dla mnie takie same ikony komiksu jak sam Człowiek ze Stali. Dlatego nie mogłem się opanować, gdy w stercie starych zeszytówek znalazłem okładkę, na której Superman jest więziony przez dwóch celtyckich wojów będących podróbkami jednego bardzo małego Galla ze skrzydłami i jednego bardzo dużego w paski.

            Nie znam twórczości R.J.M. Lofficiera, scenarzysty tej historii. Znam za to ilustratora; to sam Keith Giffen, współautor cudownej „Justice League International”. Jego zaangażowanie w projekt kazało mi się przygotować na lekką i ciekawą parodię cyklu o Asteriksie. Niestety, efekt finalny nie jest z najwyższej półki.

            Historia rozpoczyna się w Metropolis, gdzie Jimmy Olsen spotyka się ze swoją dziewczyną Karen w muzeum. Pracuje ona tam nad wystawą rzadkich galo-rzymskich eksponatów. Para zostaje zaatakowana przez złodziei, którzy ostrzą zęby na antyki. Mimo interwencji kolegi Jimmy’ego, Supermana (może słyszeliście, ma swój komiks) zniszczeniu ulega tarcza, która należała do samego Wercyngetoryksa, wodza pokonanego przez Juliusza Cezara. Nim bohaterowie obmyślają, co zrobić w tej sytuacji, Superman i Jimmy zostają przeniesieni w czasie do Galii w roku 253 n.e. przez czarnoksiężnika Prolifixa.

            Ten poszukuje wioski, w której mieszka (no co za niespodzianka) druid, który potrafi przygotować miksturę czyniącą niezwyciężonym. Dzięki niej osada od stuleci opiera się rzymskim legionom. Kontrolowany przez Prolifixa Superman ma pomóc Rzymianom porwać druida. Jimmy z kolei trafia do wioski niezwyciężonych Gallów, gdzie zaprzyjaźnia się z mędrcem Picturixem i jego asystentem, Columnixem, który nie musi pić napoju, bo wpadł do kociołka z tymże dzieckiem będąc i teraz jest bardziej silny niż słaby.

            Jak łatwo wam się pewnie domyślić, Rzymianom udaje się złapać Picturixa i spółkę i zmusić go do przygotowania mikstury. Jednakże autorzy czerpią tu z pierwszego tomu o Asteriksie i napój zamiast dawać nadludzką siłę,  ma inne działanie i przywraca Supermanowi zmysły. Herosowi udaje się naprostować sytuację i wszystko kończy się dobrze. Wraz z Jimmy’m wracają oni do swoich czasów nie na tarczy, a z tarczą. I to dokładnie z taką samą jak ta, która uległa zniszczeniu w czasie napadu.

            To nie jest historia, którą można brać na serio. To raczej list miłosny do serii, w której głównym bohaterem był Jimmy Olsen. Mało tu Clarka Kenta, z kolei Jimmy gra pierwsze skrzypce. Nawet zakłada on strój identyczny z uniformem Asteriksa i pod wpływem magicznej mikstury robi z legionistów kotlety z dzika. Skoro o tym mowa, przejdźmy do omówienia całości jako parodii komiksu Goscinny’ego i Uderzo.

            Na Ozyrysa i na Apisa to prawie w ogóle nie działa. Lofficier w niektórych momentach zdaje się wołać „hej, patrzcie! Komiks z Europy!”, ale kończy na bardzo powierzchownych nawiązaniach i smaczkach. Szybki research mówi, że jest on rodowitym Francuzem, co znaczy, że to marny pisarz, a nie osoba, która nie pojmuje czym jest „Asteriks”. Elementy fabuły są zapożyczone z francuskiej serii, podobnie jak pomysł na niektóre postacie. Poza tym, w fabule i dialogach nie ma tego czaru i błyskotliwości. Brak tu tych uroczych nawiązań do polityki, kultury i sztuki jak szpiega Zerozerosiódmiksa, czy komentarza na temat imigracji zarobkowej z „Osiedla bogów” i podróży na Bliski Wschód w poszukiwaniu ropy naftowej. Graficznie jest lepiej, bo Giffen stara się podrobić nie tyle styl Alberta Uderzo, co klimat komiksu frankofońskiego. Superman i Jimmy są narysowani w anatomicznie poprawny sposób, ale mają bardzo proste rysy twarzy. Nie odbiega to wiele od naturalnego stylu Giffena. Rzymianie i Gallowie to inna para kaloszy. Wszyscy w przeszłości mają duże nosy, albo wydatne podbródki, z anatomią jak z kreskówki. Tworzy to sympatyczny i slapstickowy klimacik, który nie ma z czym korespondować, bo w „Asteriksie” karykaturalny styl wtóruje satyrycznemu scenariuszowi.

            „Asteriks” to genialny komiks. Jest tak samo dobry dla dzieci jak dla dorosłych. Niestety, omawiana dziś historyjka kompletnie nie odzwierciedla tego, dlaczego uwielbiam wąsatych pogromców Rzymian. Zamiast zróżnicowanych żartów i czaru francuskiej myśli komiksowej dostajemy tanie nawiązania dla nawiązań. Twórcy sami musieli być fanami Małego Galla, ale coś im bardzo nie wyszło. Oddać hołd też trzeba umieć.