Batman, który się śmieje, Tom 2: Zarażeni

Kto by się spodziewał, że „Batman, który się śmieje” na dobre zadomowi się w komiksowym świecie DC. Mroczna wersja Batmana nie tylko się sprzedała ale i stworzyła ogromne zagrożenie, które w dalszym ciągu rozwijane jest przez Scotta Snydera. Drugi tom serii jest zaledwie przygotowaniem pod kolejną większą akcję mającą nas wprowadzić w większy event. Czy całość zmierza w dobrym kierunku?

Główny bohater drugiego tomu „Batman, który się śmieje” przebywa w ukrytym więzieniu mieszczący się pod Halą Sprawiedliwości. Wydawać by się mogło, że problem zażegnany. Nic bardziej złudnego. Mówimy o Batmanie. Gościu gotowym na wszystko i każdego. Zawsze będącego pięć kroków do przodu. Mroczny Wayne opracował sprytny plan. W trakcie, kiedy on grzeje tyłek w więziennej celi, szerzy się armia jego zwolenników. Nie mówimy o byle płotkach, a mrocznych wersjach bohaterów z DC. Na całe szczęście autor nie poszedł po utartym schemacie i nie mówimy tu o kolejnych odsłonach Batmana. Koncepcja opiera się o postacie dotychczas odgrywających symboliczne, albo i nie, znaczenie w świecie DC. Wśród „wybrańców” są m.in. Shazam, Blue Beetle czy Komisarz Gordon.

Brak głębi czy ambicji w historii. Całość sprowadza się do błyskawicznego utarcia drużyny i starcia 6 mrocznych wersji bohaterów z duetem Batmana i Supermana. Starcia są widowiskowe i emocjonujące. Z uciechą oka przyglądałem się im i przyznam, że zaskoczyły mnie pewne nieszablonowe pomysły. Zaletą historii jest relacja Superman-Batman. Kumple wyciskają z siebie co najlepsze, a efekty współpracy odczuwalne są na wielu płaszczyznach.

Mroczne wersje bohaterów wypadły przekonująco. Wprowadzili potrzebny do serii mrok i dramaturgię, momentami wręcz obrzydzenie (Blue Beetle obrzydził obiad do potęgi). Część bohaterów łatwo uległa wpływom komiksowego złola, druga część toczyła wewnętrzna walkę. Koncepcję fajnie uzupełniły dodane tie-iny w komiksie, które pokrótce pokazały wewnętrzną walkę bohaterów oraz wpływ ich przemian na otoczenie. Niestety część tie-inów była zrobiona na odpierdziel np. Shazam latający po świecie i obijający mordy bóstw od tak, czy Kara serfująca w bezsensownych i nic nie wnoszących do życia retrospekcjach z ostatnich dni Kryptona. Wina nie leży po stronie głównego scenarzysty komiksu, a gościnnych autorach zajmujących się tymi tie-inami. Podeszli do sprawy po najprostszej linii, kompletnie nie starając się wykorzystać drzemiący potencjał w ciekawy sposób. Przeciwnie do autorów tie-inów z Gordonem czy Blue Beetle, które są mega ciekawe i bijące klimatem na kilometr. Najmniejsze oczekiwania miałem wobec historii z Gordonem, a wypadła ona najlepiej ze wszystkim. Kryminał przeplatający się z dreszczowcem jest tym, co potrzebowałem.

Wyczytałem, że polskie wydanie komiksu wzorowane jest na francuskiej wersji. Decyzja Egmontu była odpowiednia ponieważ dostaliśmy gruby i świetnie przygotowany komiks z główną historią przeplataną zapychaczami w postaci tie-inów. Zabrakło mi tu kilku dodatkowych historii z osobnych serii „Supergirl” czy „Hawkman”, które dodatkowo przedstawiały, co działo się z postaciami w czasie zarażenia. Najbardziej pokrzywdzony jest Hawkman, który nie otrzymał kompletnie nic.

David Marquez miał nie lada wyzwanie na swoich artystycznych barkach. Miał do zilustrowania mnóstwo dynamicznych ujęć. Podołał wyzwaniu, czego efektem są niesamowite i widowiskowe starcia. Artysta wprowadził mroczny klimat do serii, który jest obowiązkowym elementem tego typu historii. Nieco mniej postarali się gościnni artyści tie-inów. Nie mam nic do zarzucenia artystom pracującym nad historiami z Gordonem czy Blue Beetle ale Shazamowa część, zwłaszcza pierwsza, odbiega klimatem od całości.

Drugi tom „Batman, który się śmieje” trzyma poziom dotychczasowego eventu. Akcja nie brnie bardzo do przodu ale stanowi solidną podbudowę pod przyszły konflikt Batmana Who Laughs z Luthorem. Satysfakcjonująca i odprężająca bitka dobra ze złem podkreślająca geniusz głównego bohatera komiksu, jak i wprowadzająca ciekawe wersje postaci. Dobra pozycja jeżeli szukacie czegoś luźniejszego pod odprężający wieczorek. No i obowiązkowa lektura jeżeli śledzicie konflikt zapoczątkowany przez Snydera od momentu „Dark Nights: Metal”.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.