Batman: Sekta

Cofnijmy się do roku 1988. Czasu premiery kontrowersyjnej opowieści o Batmanie będącej dziełem ojca Thanosa i artystycznego mistrza grozy. Ślinka sama cieknie. Czy przy Sekcie sprawdzi się powiedzenie „kiedyś to było, nie to co teraz”?

Lata 80-siąte są charakterystyczne dla starego, dobrego Batmana. Przytaczając te słowa mamy w głowie obraz Batmana detektywa, któremu obca jest zaawansowana technologia podkreślająca jego nietykalność i zajebistość. Nie w tym przypadku. „Sekta” opowiada o słabym i zniszczonym psychicznie Batmanie, który jest bezradny wobec Diakona Blackfire, założyciela tajemniczej sekty wywracającej Gotham do góry nogami. Diakon, mistrz manipulacji, zbiera grono poddanych ułatwiające mu realizację planów. Jedną z ofiar manipulanta jest Batman, który faszerowany narkotykami ulega manipulacji. Sytuacja nie może być gorsza? Może, kiedy mieszkańcy Gotham widzą plusy w kontrowersyjnych działaniach Diakona i dopingują mu.

Starlin przedstawił psychodeliczny obraz zniszczonego Batmana. Okoliczności są o tyle wiarygodne, że nie mówimy o przeciwniku silnym fizycznie. Manipulant stosuje nietypowe techniki, żeby wpłynąć na osobowość Batmana. Rozbicie nietoperza jest autentyczne. Obraz słabego Batmana nie tylko uderza w czytelnika ale wręcz obrzydza. Narkotykowe wizje dodają historii grozy oraz skłaniają do przemyśleń. Czytając zastanawiałem się, czy to co aktualnie widzę jest prawdą, a może częścią halucynacji głównego bohatera? Wrightson jest odpowiednią osobą na właściwym stanowisku. Styl rysownika idealnie oddał psychodeliczny nastrój Gotham, podkreślając paletą kolorów panującą grozę i akcję.

Narracja wzbogacona jest licznymi komentarzami reporterów oraz wywiadów z mieszkańcami Gotham. Zabieg głównie kojarzący mi się z „Watchmen”, który bardzo fajnie wpasował się w „Sekta”. Wstawki dodawały powagi sytuacji, czasem dramaturgii oraz streszczały akcję na różnych frontach. Prosty zabieg skracający komiks do odpowiedniej ilości. Niejeden scenarzysta powinien brać przykład ze Starlina. Z wyjątkiem finału, gdzie magia lekko prysła wraz z arsenałem Batmana.

Nie umiem tego określić ale w samym wydaniu jest coś, co ciągnie mnie do tego komiksu i budzi moją ekscytację od samego trzymania. Pierwszy raz spotkałem się z tym i nie umiem tego wyjaśnić, ponieważ mówimy o zwykłej, twardej oprawie z 4-częściowym komiksem bez materiałów dodatkowych. Może to zasługa okładki oddającej unikalny klimat komiksu?

„Batman Sekta” jest wyjątkową historią z Batmanem, która nie zestarzała się ani trochę. Komiks wyróżnia się pozytywnie na tle ówczesnych pozycji ewidentnie zapominających, że można kontrowersyjnie poeksperymentować z losami Nietoperza zamiast wciskać czytelnikowi po raz N-tny, że Batman jest niezniszczalny i może każdemu skopać dupę. Chcę więcej takiego Batmana, proszę Egmont!

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.