Rodzina z domku dla lalek

Pozytywne wrażenia wywarł na mnie horror otwierająca „Hill House Comics”, imprintu DC. Jednocześnie z „Kosz pełen głów” na polskie półki sklepowe trafił „Rodzina z domku dla lalek”. Czy tym razem gęsia skórka zagościła?

Zaczyna się niewinnie. Alice Dealey otrzymuje w spadku domek dla lalek. Zabawka przynosi ukojenie Alice, która ma ciężką sytuacje w domu – ojciec wyżywa się na rodzinie, zwłaszcza na matce, a rodzicielka zagryza zęby i znosi cierpienia mieszane z upokorzeniami. Zabawka nie jest zwyczajna. Lalki ożywają i zapraszają Alice do odwiedzenia wnętrza domku. Barierę wzrostu udaje się złamać prostym zaklęciem. Alice, jak to dziecko w jej wieku, nie widzi w tym nic niebezpiecznego i korzysta z propozycji. Odwiedza swoje zabawki. Przekroczenie progu domku dla lalek otwiera spiralę wydarzeń, które początkami sięgają setki lat przed.

Mike Carey przedstawił ciekawą i rozbudowaną koncepcję. Początek jest bardzo niewinny ale ton opowieści szybko się zmienia i przybiera na grozie. Strasznie nie jest ale autor zamieścił mnóstwo charakterystycznych elementów horroru, które zostały dobrze przedstawione. Pojawiły się dziwne akcje z dziećmi, demony, zjawy, krew, klasyczna rozpierducha, a nawet screemery. Doceniam ostatni element. W komiksie nie straszą, ponieważ kątem oka dostrzegacie akcję z sąsiadującego kadru ale wprowadzały do historii tego, co brakowało w „Kosz pełen głów”. Dam sobie rękę uciąć, że screemery straszyłyby w przypadku ekranizacji 1:1.

Opowiedziana historia jest kompletna z zaskakującym, choć zbyt optymistycznym jak na całość, zakończeniem. Akcja za szybko zasuwa od samego początku. Autorowi bardzo zależało na doprowadzeniu historii do konkretnego punktu czasowego, żeby ruszyć z impetem. Średnio pasowało mi to. Brakowało mi więcej udziwnionych akcji Alice z zabawkowym domkiem w wieku dziecięcym.

Carey zamieścił w komiksie bardzo dużo retrospekcji wyjaśniających całą akcję z domkiem i jego mieszkańcami. Nie pominął żadnych wątków. Super, choć mam zastrzeżenia wobec sposobu przedstawienia retrospekcji. Nie były one formą czyiś wspomnień/opowiadań czy informacją ze źródeł znalezionych przez bohaterów. Pojawiły się od tak, odrywając nas od aktualnej akcji, tyle. Pierdółka, która nieco odbierała mi na klimacie narracji. Nie mam zastrzeżeń, co do treści retrospekcji, ponieważ były niezbędne. Polecam uważnie przyglądać się retrospekcją. Pojawia się tam pewien powtarzalny element, który łatwo przeoczyć, a odgrywający istotną rolę w finale. Element intrygował mnie od samego początku i bardzo doceniłem, że nie zostało to puszczone od tak, tylko odbiło się echem.

Peter Gross i Cris Peter odwzorowali grozę i niepokój panujący w historii. Rysunki nie są przełomowe, nie wbijają się w pamięć ale oddają to co powinny, wprowadzając przy okazji czytelnika w niespokojny nastrój.

„Rodzina z domku dla lalek” jest drugą dobrą pozycją w „Hill House Comics”. Właśnie tak powinno się pisać komiksowe horrory. Strasznie nie jest ale historia wciąga, zaskakuje i trzyma w napięciu do końca. Bardzo się cieszę, że DC zróżnicowało swoją ofertę o komiksy z tego gatunku, w których udziału nie biorą żadni znani bohaterzy, a zwyczajne osoby z własnymi problemami. Biorę w ciemno kolejne horrory DC. Proszę o więcej!

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.