Flash. Rządy Łotrów. Tom 13
Pamiętacie jeszcze, co nawyczyniał ostatnio Luthor? Wywrócił świat do góry nogami, a wybranych złoczyńców obdarował podarkami. Temat prezentów pobieżnie został potraktowany przez scenarzystów. Na szczęście nie wszystkich, czego przykładem jest 13 tom Flasha.
Luthor poszedł wojować sobie z bohaterami i Mrocznym Batmanem. Co z resztą łotrów, których nie zaangażował w akcję? Dał im konkretne wspomagacze, dzięki którym mogli spełniać swoje cele. Jednym z wybrańców jest Snart, jeden z najbardziej doświadczonych przeciwników Barry’ego. Snart mógł ziścić swój cel. Przejął kontrolę nad Central City zamieniając je w miasto skute lodem. Tyrania i temperatura mrożąca krew w żyłach podzieliły drużynę Snarta. Co z resztą rodziny nie podzielającej jego wizji? Barry raczej nie będzie narzekał na dodatkową parę rok. A może?
Wielokrotnie chwaliłem run Williamsona. Uważam, że Joshua fajnie bawi się mitologią Flasha wyciągając dobre elementy i kując na nich dobre tematy, przede wszystkim sensowne, błyskawicznie utrwalające się w kanonie. Przy „Rządach Łotrów” mógł fajnie się pobawić i wykorzystał to na medal. Mocno oderwana od rzeczywistości wizja rządów Snarta trafnie ujęła siłę propozycji Luthora. Flash dostał ostro po dupie, co zmusiło go do ugięcia się nad dotychczasowymi zasadami, żeby przywrócić wszystko do ładu. Wynikiem tego były choćby fajne relacje Barry’ego z Łotrami, którzy nie podążyli śladami Snarta np. jego siostra.
Williamson momentami pogubił się w historii. W drugiej połowie komiksu można palcem wskazać ze dwa zwroty, które nie trzymały się kupy. Na jeden z nich można przymknąć oko, ponieważ jest to raptem jedna linia dialogowa, może dwie. Druga akcja bardziej boli, ponieważ gryzie się to z rozsądnym myśleniem u Barry’ego – decyzja podjęta przez głównego bohatera poprzedzająca epilog. Serio, głupszej decyzji dawno nie widziałem. Wpłynęło to na epilog, którego część koncentrująca się na Barry’m była specyficzna… Końcówka nadrobiła robiąc apetyt na dalszą część!
Rysunki Sandovala i Duce’a robią niezłe wrażenie. Dopracowana kreska świetnie uchwyca dynamikę, trzyma proporcje ciała czy pokazuje emocje na twarzach. Nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek gubili proporcje. Na takie rysunki chce się patrzeć i nie odrywać wzroku. Ocena o oczko w górę za lodowe wilczki, świetny pomysł.
Polecam „Rządy Łotrów” z dwóch powodów. Pierwszy – Świetnie potraktowane zagrożenie ze strony tytułowych Łotrów. Od lat nie namieszali w Central City jak ostatnio. Fajnie, że po latach posuchy doceniono ich właściwie. Moja ulubiona grupa złoczyńców, która dostała swoje 5 minut. Powód numer dwa? Sensowne uzupełnienie wydarzeń poprzedzających „Death Metal”. Nie pojawiło się dużo historii z prezentami Luthora. Jeśli pamięć mnie nie myli, ta jest najbardziej rozbudowana.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.