Batman Metal. Batman Death Metal. Tom 2

Coraz bliżej końca komiksowego wydarzenia na skalę ponad globalną, zapoczątkowaną lata temu. Wizja Snydera (nie mylić z filmowym artystą) jest wieńczona w spektakularnym stylu. Przyjdzie czas wytchnienia.

Walka z Mrocznym Batmanem wskakuje na nowy poziom. Trio bohaterów (Batman, Superman i Wonder Woman) musi udać się na mroczne odpowiedniki alternatywnych ziem, na których najważniejsze Kryzysy potoczyły się inaczej, czytaj – zło wygrało. Po co? Celem jest zebranie energi kryzysowej (czy jak to się zwało), żeby naładować nią fotel Morbiusa, obecnie w posiadaniu Wallyego, i odwrócić całą aferę. Oczywiście nie będzie to takie proste. Przed bohaterami masa wyzwań na ziemiach, a Wallyemu po stopach depta armia Mrocznego Nietoperza z szefem na czele. W skrócie – będzie się działo.

Prawdopodobnie powtarzam się z recenzowaniem komiksów budujących wizję Snydera. Na pewno recenzje temu wspomniałem, że faworyzuję dłuższe historie. Lubię tematy na większą skalę, w które mogę się wgryźć, utożsamić, przeżywać to co bohaterowie. Nie odtrącam krótszych tytułów, nie ukrywając, że jest mała ilość zapadająca mi w pamięć. Snyder sumiennie realizuje wizję wspierają z innymi twórcami. Ponownie jest spektakularnie, wyładowane akcją, że można się nią zmęczyć. Brak chwil wytchnienia. Są tego dobre i złe strony. Dobre? Lektura na jeden wieczór, przy dobrym tempie czytania na godzinę, może dwie.

Poprzednie komiksy „Metalowe” przyzwyczaiły mnie do widowiskowej akcji, często absurdalnie naciąganej, z masą niewykorzystanego potencjału przez twórców. I tak jest w tym przypadku. Ponownie. Akcja jara, pieści pod kątem fanowskim, tylko ciężej doszukać się w niej głębszego sensu, nie wspominając o masie niewykorzystanego potencjału w wątkach. Egmont sumiennie do kupy zbiera wszystkie tie-iny wydane przez wydawnictwo, dobrze układając je chronologicznie, dzięki czemu nie ma się poczucia, że umknęło coś w trakcie czytania. Nawet przy takiej podejściu nie udaje się ukryć, że Snyder z ekipą wrzucali coś z nadzieją, że tyle czytelnikowi wystarczy. No nie. Mógłbym listować pomysły zasługujące na więcej uwagi. Lista byłaby spora. Podobnie jak miało to miejsce przy „Batman: Metal”.

Rysunkowo nie jestem w stanie określić na poziomie „dobrze” czy „źle”. Jest spory przekrój artystów o zróżnicowanym stylu. Przyczepić mogę się raczej do tie-inów. Tutaj widać różne style, nie każdy podchodzący mi z naciskiem na część dedykowaną historii Króla Robinów. Do głównego trzonu akcji nie miałem uwagi – lubię styl Capullo.

Od samego początku polecam długaśne wydarzenie Snydera. Opasana historia, w którą fajnie się zagłębiać preferując akcje tego kalibru. Trzeba liczyć się tylko z kilkoma rzeczami. Nie oczekujcie sensu czy wykorzystywanych potencjałów wszystkiego, bo zwyczajnie nie ma na to miejsca. A, jeszcze jedno. Zapomnijcie o konsekwencjach niektórych akcji. W teorii brzmi to fajnie, w praktyce wychodzi… jak wychodzi.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.