Supergirl. Jak być super

Cykl powieści graficznych 13+ poszerzył się w marcu o jeszcze jedną bohaterkę – jest nią Kara, kuzynka Supermana. Czy Mariko poradziła sobie z cieżąrem koncepcji powieści graficznych z supermocami, które nie sposób obejść opowiadając historię kryptończycków? Myślę, że tak.

Supergirl. Jak być super” nie jest historią typu „origin story”. Kara od kilkunastu lat przebywa w świecie ludzkim, konkretniej w jakiejś tam wsi, próbuje wieść typowe życie dla nastolatki – uczęszcza do szkoły, pryszcze na twarzy są poważnym problemem, posiadane przez nią moce są wręcz naturalną kwestią jak ziewanie. Do czasu. Pewnego dnia zaczynają Karze szwankować moce i musi na nowo odnaleźć się w sytuacji. Pokręconej sytuacji.

Nie byłem przekonany do powieści Mariko po pierwszych stronach. Niechęć powodował pryszcz na twarzy Kary, który wręcz rujnował jej świat, a każda napotkana osoba zwracała się do niej „hej, kara, masz pryszcza na twarz, o jaki duży!”. No nie wiem, może u nastolatek jest to kwestia życia i śmierci, mnie to lekko zniechęciło. Na szczęście był to chwilowy problem. Szybko przeszliśmy do poważniejszych spraw – Kara próbuje wieść normalne życie, troszkę pomaga sobie mocami, pewnego dnia dzieje się rababan na wsi, a moce Kary zawodzą. Konsekwencje okoliczności prowadzą do prawdziwej tragedii, z którą Kara musi się zmierzyć. Problem jest konkretnie przedstawiony, momentami emocjonalnie utożsamiałem się z historią. Poruszająca historia dająca do myślenia.

Fajnie było do końcówki. Finał wyłamał się z klimatu stawiając na superbohaterowanie. Próby ratowania świata nie pasują mi do cyklu powieści graficznych – są one przekoloryzowane i zbędne. Co za dużo to nie zdrowo.

Rysunki są świetne. Joell Jones stworzył bardzo żywe i szczegółowe kadry, przy których można zawiesić oko na dłużej. Szkice ładnie prezentowały się w obu paletach kolorystycznych – dominują tu odcienie żółte i niebieskie. Żółte przeznaczone do akcji wewnątrz pomieszczeń, niebieska na zewnątrz (z pewnymi wyjątkami jak zaciemnione pomieszczenie). Żółte kolorki sprawdzały się ożywając rysunki, z niebieskimi miałem pewny problem. Kolorysta nie umiejętnie posługiwał się niebieskim względem pory dnia. Czy to dzień, czy to noc, odcienie niebieskiego są te same. Stawiam piwko każdemu, kto rozróżni dzień od nocy pod warunkiem nie patrzenia się na niebo.

„Supergirl. Jak być super” pozytywnie zaskoczyła mnie. Podchodziłem do lektury bez najmniejszych oczekiwań, po lekturze byłem zadowolony z wyjątkiem finału, no i niebieskiej palety. Te dwie kwestie nie przeszkadzają mi na tyle, żeby nie rekomendować komiksu. Jest on ciekawy i zdecydowanie czymś świeżym w świecie kryptończyków.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.