Upadek Mrocznego Rycerza. Batman Knightfall. Tom 2
27 lipca jest ważnym dniem tego miesiąca. Do sprzedaży trafiła kolejna cegła szczęścia. Drugi tom klasyku „Knightfall”, jednej z najważniejszych historii angażujących Batmana. Dlaczego?
Drugi tom, a właściwie pierwszy, ponieważ poprzedni tom jest prologiem, kontynuuje wydarzenia przedstawione w finale poprzednika. Z Arkham Asylum ucieka cała zgraja popularnych łotrów z galerii Batmana. Strach na wróble, Firefly, Poison Ivy – to raptem parę pseudonimów, którzy wyścielą cmentarzyska nowymi nazwiskami, a przedmieścia Gotham ubarwią w płomienne barwy. Festiwal łotrów mocno da w kości wyczerpanemu wojami Batmanowi. Całość jest przemyślaną koncepcją Bane’a, który przygotowuje przyszłą ofiarę pod rzeź. Pierwsza część historii „Upadek Mrocznego Rycerza” to angażująca akcja na 250 stronach pogłębiająca człowieczeństwo głównego bohatera, naciskając na konsekwencje jego nocnych swawoli.
Osobno muszę wspomnieć o Timie. Starcia ze złoczyńcami podkreślają istotę Robinowania przy Batmanie. Chłopak jest nie tylko fizycznym oparciem mentora. Podnosi go na duchu w chwilach załamania, wychodzi z własną inicjatywą przy wyczerpaniu fizycznym. Niejednokrotnie do przodu posuwa śledztwa. Zła strona medalu? Społeczeństwo nie dostrzega zasług młodzika, ponieważ laury zgarnia jego mistrz.
Po 250 stronach przychodzi czas kulminacji. Niejako zaspoilerowanej na okładce. Ale czy na pewno? Toż to klasyczny moment z historii Batmana, prawie każdemu znany. Kręgosłup Nietoperza zostaje złamana przy jednostronnej rzezi. Bardzo brutalny obraz, który nie pokazywałbym dzieciom – przezorny zawsze ubezpieczony.
Po kulminacyjnym momencie emocje ciut spadają, a historia przechodzi na tryb wielowarstwowy – Bane ogłasza miastu nowe rządy, Bruce dochodzi do siebie w bólach i cierpieniu, część nieschwytanych łotrów daje mieszkańcom w kość, a kiedy myszy harcują pod nieobecność kota to wyłaniany jest nowy obrońca miasta. Wiele wątków dobrze rozpisanych, nie dających odczucia przesycenia. Zasługa dobrze współpracujących scenarzystów i rysowników, którzy wypracowali wspólne styl. Druga połowa komiksu jest spójna narracyjnie i wizualnie nie dając mi odczucia, że co rozdział zmienia się ekipa. To tylko wpłynęło pozytywnie na odbiór całości i zaangażowanie na tle emocjonalnym. Łatwiej w ten sposób wciągnąłem się w jak dobry serial, przy którym traci się poczucie czasu, a odcinki odhaczamy jeden za drugim.
W materiałach dodatkowych umieszczono krótką historyjkę poprzedzającą punkt kulminacyjny. Znalazło się miejsce na kilka dodatkowych okładek i szkiców koncepcyjnych. Bajer spoko, tym bardziej że zapomniano o nim przy pierwszym tomie. Może zrehabilitowano w ten sposób mniejszą ilość stron 2 tomu? Niewykluczone.
Jeden z najlepszych rozdziałów w życiu Nietoperza. Niepodważalnie. Komiks z rodzaju: must read, must have. Stara szkoła najlepiej traktowała Nietoperza. Dlaczego? Sięgnijcie po komiks, żeby osobiście się o tym przekonać – ale UWAGA, po tym możecie gorzej patrzeć na współczesnego Nietoperza, który dopiero lepiej się prezentuje po „Wojna Jokera”.
Komiks dostałem od Taniaksiazka.pl za co ślicznie dziękuję. I zachęcam Was do kupowania u nich, gdyż tam macie najtańszą ofertę internetową.