Stan przyszłości. Liga Sprawiedliwości

Batman fajny, Superman niekoniecznie, a jak będzie z alternatywną przyszłością Ligi Sprawiedliwości? Odpowiedź na to pytanie poznaliśmy w albumie wieńczącym polski cykl Stanu Przyszłości. Czy było znośnie? Nawet bardzo.

Stan przyszłości. Liga Sprawiedliwości” kontynuuje poprzednie trendy. Kolejny raz otrzymaliśmy zbiór niepowiązanych ze sobą historyjek przedstawiającą losy wybranych postaci w alternatywnej przyszłości. Niestety, podobnie jak z Supermanem, i tu brakuej cech wspólnych dla historii, co składałoby się na obraz czegoś więcej. Szkoda, przy Batmanie był to mocny „za”.

Pierwsza historia jest debiutem nowej postaci w świecie DC – Yara Flor. Bohaterka wzbudzająca sympatię od pierwszych stron łącząc najlepsze cechy Wonder Woman z nastoletnią porywczością, brakiem cierpliwości czy łagodnej agresji. Zestaw cech w połączeniu dający naturalny obraz silnej kobiecej postaci walczącej o swoje. W swojej historii przenika do głębin Hadesu, aby uratować przyjaciółkę, która oddała za nią życie. Szlachetna misja, która porywa od początku i trzyma zainteresowanie do końca. Do tego fajne rysunki i kreatywne interpretowania świata mitologii greckiej w połączeniu z amazońskimi mitami, całość o współczesnym klimacie.

W kolejnej historii śledzimy losy Jacksona oraz córki Aquamana i Mery. Dosyć pokręcona historia wprowadzająca nowy element multiwersum jakim był Spływ. Koncept przekombinowany, który był jedynym minusem całości. Historia o przygodowym klimacie kładąca nacisk na silne charaktery dojrzewających osób.

Poprzednia historia, trochę pomyliłem kolejność, katowała obraz Wallyego Westa. Scenarzysta dołączył do wesołego autobusu gnębiącego speedstera, aby prześcigać się o tytuł scenarzysty, który bardziej mu dowali. Wally zaczął mordować różne postacie w świecie DC. Nie miał kto go powstrzymać, ponieważ speedsterzy stracili swoją moc. Zbita paczka przyjaciół złapała ze ekwipunek swoich przeciwników i współpracując próbowali pokonać Wallyego. Historia była ciekawa i w heroicznym świetle stawiała osłabionych superbohaterów potwierdzając, że mają coś więcej do zaoferowania po ogołoceniu ich z mocy. Finał nie był przewidywalna, wręcz dramaturgiczny. Wszystko fajnie, tylko dlaczego znowu Wally? Eh…

Czwarta historia poztywnie zaskoczyła mnie. Pierwsza polskiego wydania przygoda Mrocznej Ligi Sprawiedliwości czyli tych speców od magicznego zakątka komiksowego świata DC. Merlin z legen arturiańskich zdominiował świata magii zagarniając dla siebie to i owo, a na protestujących urządzając otwarte polowania. Podobało mi się wymieszanie postapkolitycznego klimatu ze światem magii dodający mroku historii, powagi, tragizmu sytuacji. Szkoda, że tak mało ich przygód trafia na polski rynek.

Ostatnia historia jest poświęcona tytułowej Lidze z okładkową drużyną. Bardzo podobało mi się wykorzystanie nowego pokolenia superbohaterów na najważniejszym froncie dbając przez Williamsona o ich unikalny charakter. Ekipa obrała inną metodę postępowania niż staruszkowie, co wywołało efekt na świat. Choć ogarnęli problemy na świecie, pewna grupa na nowo chciała zamieszać. Legion Zagłady został zamordowany, a nasi bohaterowie musieli odkryć sprawców zajścia. Prosta intryga o nieprzewidywalnym rozwoju akcji rozczarowująca wyłącznie obietnicą na ostatniej stronie bez realizacji (chyba, że za kilkanaście lat…).

Komiks prezentuje o niebo wyższy poziom od poprzednika, gorszy od pierwszego albumu. Polecam lekturę ostrzegając, że całość nie ma wspólnych elementów. Dodatkowo na pierwszy plan wysunięto nowe pokolenie superbohaterów, co może Was zdezorientować w trakcie czytania na zasadzie „hej, ale skąd on, co on tu, i dlaczego tak?”.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie egzemplarza recenzenckiego. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję.