Batman #131
Batman trafia na inną ziemię… Akapit streszczający „Batman #131”, osobny na wrażenia.,
Streszczenie komiksu:
Nowy rozdział pisany przez Zdarskyego. Poprzedni zakończył się strzałem Filesafe’a w Batmana, który przeniósł Nietoperza do… no właśnie, gdzie?
Główny bohater w „Batman #131” trafił na alternatywną ziemię, gdzie Batman nie istnieje, a Bruce Wayne nie żyje. Bruce zostaje ograbiony z gadżetów przez parę nastolatków, ale to nie przeszkadza mu, aby wstać, otrzepać się i udać na pobliski dach i podziwiać mieścinę z wysokości. Towarzyszy mu Jimbo, ubrany szkielet Gordona, pełniący funkcję sumienia. Bruce dostrzega agresywne zachowania GCPD w hukiem wchodzącej do prywatnych mieszkań i dokonująca przesłuchań. Osobiście próbuje przerwać jedno z nich. W trakcie wymiany pieści dochodzi do szarpaniny z Dentem na sterydach czy szalonym Firefly spopielającym wszystko. Bruce’owi pomaga uciec Jewel, nastoletnia sierota, i wyleczyć ranę odniesioną w walce z Dentem.
O obecności Bruce’a dowiaduje się Selina. Obecnie działająca jako głowa gangu/mafii. Kontaktuje się z nią Red Mask również zainteresowany obecnością Wayne’a. Red Mask, tajemnicza postać, gdzie w kryjówce kitra masę więźniów pasami przymocowanych do foteli, emanujący zróżnicowanymi mocami.
Wrażenia z komiksu:
Mam mieszane uczucia. Nie odmówię Zdarskyemu talentu, pomysłowości na przygody Nietoperza. Tylko odnoszę wrażenie, że Zdarsky przesadza z ilością akcji przypadającej na zeszyt, co wpływa na mój odbiór. Brak w historii Zdarskyego chociaż jednego spokojnego zeszytu, bez akcji, aby wgryźć się w klimat, odsłonić karty, nieco znużyć i dać wytchnienia. Sporo akcji, wybuchów i wszystkiego było w poprzednim rozdziale, nie inaczej zapowiada się nowy.
Ciekawym pomysłem jest wrzucenie Nietoperza na elseworld, gdzie główny bohater nie istnieje/nie żyje. Gotham bardzo różni się od tradycyjnego, przynajmniej takie stwarza pozory. Policja jak za komuny współpracująca ze złoczyńcami, Selina trzęsąca światem przestępczym, tajemniczy Red Mask mrożący krew w żyłach swoim laboratorium. Raptem parę pomysłów dających smaka, że doświadczenie z Gotham będzie czymś unikalnym, czymś innym. Tylko… nim na dobre Batman ogarnął o co tu kaman to oczywiście wdał się w wir walki zajmującej sporą część komiksu. Akcja odwróciła uwagę od poznawania nowej miejscówki, wszystkiego co go charakteryzuje. Główny bohater aż za dobrze odnajduje się w „nowej rzeczywistości”, której nie zna struktur, ma prawo nie ogarniać działań i intencji GCPD. A ten bez namysłu wdaje się w wir akcji. Podtrzymuję zdanie, że lepiej odnajduję się w „Detective Comics” Ram V. Zdarsky niekoniecznie jest dla mnie.
Nowa historia równa się ze zmianą rysownika. Mike Hawthrone, Adriano Di Benedetto i Tomeu Morey odpowiadają za rysunki do tego zeszytu. Spokojniejsze rysunki od Jimeneza, które pasują do obranego kierunku z bardzo fajnym cieniowaniem. Mniej efekciarsko od tego, co mieliśmy do tej pory, ale nadal wrażenia wizualne powinny być zaspokojone.


