Luthor

Czy można coś jeszcze ciekawego opowiedzieć o rywalizacji Luthora z Supermanem? Ich walka trwa od kilkudziesięciu lat. Wydawać by się mogło, że ciekawe karty zostały już wykorzystane. Miło zaskoczyłem się, że nadal są pozycje opowiadające to samo, ale od innej strony – całkiem ambitnej strony!

„Luthor” Azzarello kładzie ogromny nacisk na głównego bohatera jakim jest łysy nemezis Supermana. Na początku wchodzimy w motywacje Lexa opierające się na lęku obecnością Supermana. Luthor wierzy w ludzkość, przede wszystkim w siebie. Chce jak najlepiej dla wszystkim. Wychodzi z założenia, że sami powinniśmy dbać o swój dobrobyt i bezpieczeństwo. Nie podoba mu się, że nad nami góruje pozaziemski przybysz w niebieskiej pelerynie z czerwonymi gaciami na wierzchu, który wszystkim ratuje. Co jeśli pewnego dnia Superman postanowi się zbuntować? Co wtedy? Dlaczego ludzie nie biorąc pod uwagę takiego scenariusza tylko ślepo mu kibicują?

Motywacje Luthora nie są niczym nowym. Oklepany motyw do znudzenia, który co i rusz jest nam przypominany. Azzarello poszedł krok dalej i szerzej je rozpisał. Monologiem Luthora wyraźnie tłumaczy nam z czego one wynikają, jakie jest stosunek Luthora do tego i jak się z tym czuje. Luthor wygłasza wewnętrzne mowy obserwując ze szklanego biurowca heroizmy Supermana. Obraz Supermana jest mocniej akcentowany rysunkami Bermejo przedstawiającymi Supermana spojonego mrokiem, cieniami i źrenicami jarzącymi się od czerwonego lasera – celowy, przerysowany zabieg pokazujący jak Luthor go postrzega, nie jak społeczeństwo. Te widzi Supermana barwniej, co można doświadczyć kadrami, kiedy Superman swobodnie przemiesza się między dzielnicami.

Na tym nie koniec. Historia rozwija się w kierunku ambicji Luthora. Łysy kolejny raz próbuje pokonać Supermana. Wyjątkowo nie wdając się z nim w bezpośredni konflikt. Porusza siatkę kontaktów układając pewien plan, dodatkowo czerpiąc ze swoich zasobów: pieniężnych, technologicznych i wiedzy. Plan jest prawie doskonały, a jego rozpisanie uwalnia geniusz i potencjał postaci. Po zaznajomieniu się z komiksem nie pozostają wątpliwości w niebezpieczeństwo i przebiegłość charakteryzujące Luthora.

Bliżej finału dostrzegamy nowe oblicze Luthora. Determinacje łysego sięga poświęceń osobistego szczęścia. Jest to kaliber postaci posuwających się do wszystkiego byle osiągnąć swój cel – nawet w szczątkowej formie. Na tym etapie jest mocny tragizm postaci obok, którego nie można przejść obojętnie. Prawdziwy rollercoster emocjonalny, który pozostawił mnie w kropce i współczuciu Luthor. Nawet pewnej formie podziwiu. Mało kto decydowałby się na takie czyny.

Całość zilustrowana jest przez utalentowanego Lee Bermejo, wspieranego przez kilku artystów, którego prace uwielbiam. Jestem pod wrażeniem operowania przez niego tonacjami kolorów, kreską, światłem i cieniem, które czynią jego rysunki fotorealistyczne. Namiastkę tego dostałem w tym albumie. Celowo używam słowa „namiastkę”, ponieważ Bermejo kilkukrotnie stosuje uproszczone rysunki. Uproszczenia nie tracę na jakości, ale wybijając z klimatu nie dając 100% spójnej pracy. Niestety, dla mnie to mocny argument przeciw.

„Luthor” jest niesamowitym komiksem. Nie spodziewałem się psychologicznego podejścia do tematu. Głębokie wejście w charakter postaci ułatwiającego jego zrozumienia. W komiksie nie znajdziecie za wiele akcji – ta gra drugi plan, aby na pierwszym pojawił się Luthor ze swoimi komentarzami. Gorąco polecam komiks, ponieważ jest to nietypowe doświadczenie.