Marvel Zombies

Lubicie zombie? Ja uwielbiam! Świetnie bawię się na każdej historii z tego gatunku. Do „Żywe Trupy” Kirkmana mogę powracać za każdym razem, a „DCeased” Taylora dostarczało mi wrażeń na każdym etapie. Nie mogłem przejść obojętnie wobec „Marvel Zombies”, które trafiło na polski rynek komiksowy. Komiksu, który w oryginalne wyprzedza „DCeased” o prawie 13 lat!

Marvel Zombies” przypomina fabularnie „DCeased”. Na alternatywnej ziemi dochodzi do globalnej katastrofy. Chwila, moment i dochodzi do epidemii zombie rozpoczynającej się od zarazy wśród superbohaterów, konkretniej dotyka Avengers. Zagrożenie szybko rozprzestrzenia się i już po 2-3 dniach ludzkość zostaje zdziesiątkowana. Na ziemi pozostaje kilka zombie superbohaterów, która ma jeden cel – JEŚĆ. Tylko kilka osób zachowuje życie, ale ich losy szybko mogą ulec zmianie. Wszak to zombie są głównymi bohaterami tej historii, nie ocalali.

Marvelowy odpowiednik dostarczył mi podobnych wrażeń, co historii Taylora. Podoba mi się, że choć jest to historia z tego samego gatunku, co „DCeased”, to zupełnie inaczej podchodzi do sprawy. Pierwszym pomysłem, który podobał mi się jest inne, wręcz oryginalne potraktowanie zagrożenia. Zombie są głównymi bohaterami, co przed twórcami otworzyło nowe perspektywy do opowiedzenia. Dodatkowo uczynienia zombie świadomymi bestiami, ze zdolnością trzeźwego rozumowania czy komunikowania, ułatwiło twórcom poruszenie kwestii jak cel, motywacje i wewnętrzne przeżycia. Zombie regularnie rozmawiają ze sobą podczas posiłków, szukają wspólnych rozwiązań zażegnania głodu, nawet wojują między sobą o kawałek… ludzkiego udka np. wahania przemienionego bohatera przed podzieleniem się własnym jedzeniem z innymi, moment pokazujący co jest ważniejsze dla zombie w obecnym stanie rzeczy. Formuła jest odświeżająca dla gatunku, a brak hamulców po stronie Kirkmana prowadził do sięgania po nieszablonowe, widowiskowe rozwiązania np. popchnięcie zombie poza ramy jednej ziemi.

Uważam, że „Marvel Zombies” jest mocniejszą w przekazie historią od „DCeased”. Obie historie są brutalne, ale to Marvel posiada więcej krwawych, wręcz odrażających scen, które potrafią wpłynąć na wyobraźnię. Szczególnie zapamiętałem dwie strony, które za pomocą szesnastu paneli na każdą wykorzystano do przedstawienia jedzenia obiadku przez zombiaków. Zbliżenia na twarze jedzących zombie, czy odgryzających kawałki ciała ofiary, były mocnymi obrazami, których nie przypominam sobie z „DCeased”. Podobało mi się, że brutalność wykorzystano dodatkowo do czarnego humoru pasującego do naszych bohaterów. Kierunek sprawdził się, żeby nadać historii lekkości, momentami radości np. eksplodujący brzuch Banner pod wpływem niestrawionego jedzenia, które wykorzystali towarzysze jako otwartą stołówkę.

Historia przeplata się z komiksami serii „Ulimate” np. „Fantastyczne czwórka”. Rozwiązanie podobało mi się pod kątem zarysowania skali sytuacji oraz zmiany klimatu historii, ponieważ na moment zrezygnowano z zombie głównych bohaterów na rzecz ludzkich superbohaterów. Historie wyciągnęły „więcej” z pomysłu, co pozytywnie wpłynęło na dramaturgię i ambitniejsze przedstawienie zagrożenia np. podkreślono zachowanie inteligencji po stronie potworów, dzięki planowi Reeda Recharda polegającego na ściągnięciu swojego odpowiednika z alternatywnej ziemi jako potrawę i chęć przechwycenia technologii do podróżowania.

Komiks rozczarował mnie pod kątem emocji. Historia Taylora słynie z długofalowego budowania relacji między bohaterami (np. trio Damiana, Jona i Wonder Girl) czy wyciskania emocji w konkretnych momentach (np. Alfred zabijający Batrodzinkę). Są to elementy nie występujące w „Marvel Zombies” ze względu na głównych bohaterów oraz szybkie tempo akcji. Historia z rozdziału na rozdział zyskuje na skali, twórca sięga po większe zagrożenia popychając bohaterów w spektakularne rejony. Nie ma przestrzeni, żeby złapać oddech, a naszym bohaterom dać chwilę na refleksje np. Spider-Man wcina bliskich na samym początku zarazy, całość pokazano na jednej stronie, wyrzuty moralne Petera nie miały miejsce w tym momencie, tylko na dalszym etapie Pająkowi jest dane rzucić ze 2-3 razy jednozdaniowymi przypominajkami w humorystycznej formie.

Bardzo podobają mi się rysunki głównej historii i crossoverowych, które bardzo różnią się między sobą. Kreska głównej historii jest „brudna”, w posępnych kolorach, co wpasowuje się do brutalnego, mrocznego świata. Natomiast kreska „Ultimate” wykorzystuje realistyczne podejście do tematu z żywymi kolorami, co jest nie tyle ładne dla oka, ale pasujące do zmiany kierunku opowiadania przygód (żywi główni bohaterowie). Przy okazji wspomnę o imponującej ilości materiałów dodatkowych składających się z kilkudziesięciu alternatywnych okładek, szkiców i wywiadów z twórcami. Szczególnie podobały mi się alternatywne okładki, przy których pojawiło się kilka zdań wyjaśniających inspirację autora oraz materiał inspiracyjny (oryginalne okładka wykorzystana do zombie odpowiednika).

Świetnie czytało mi się „Marvel Zombies”. Jest to angażująca historia, która podchodzi do tematu od zupełnie innej strony, niż „DCeased”. Polecam Wam komiks z czystym sumieniem!

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawnictwo nie miało wpływu na moją recenzję i opinię.